Harcerki, które odwiedzają Danutę Zdanowicz-Rossman, z namaszczeniem gładzą duży rozkładany stół. To przy nim siedzieli Alek, Zośka i Rudy, bohaterowie „Kamieni na szaniec”.
– Uwielbiam spotkania z młodzieżą. I bardzo w nią wierzę – mówi 95-letnia bohaterka.
Tomasz Gołąb /Foto Gość
Nie pierwsza miłość
Nie nosiła broni, choć chłopcy w lesie uczyli, jak się z nią obchodzić. Rzucała za to bomby łzawiące w Palladium, do którego chodzili Niemcy. Zimą na przełomie lat 1942/1943 Danka założyła drużynę 14 WŻDH – Zieloną, którą prowadziła do wybuchu powstania. Ułożyły hymn: „14 nasza/ Smutek rozprasza/ Idziemy w nogę/ W daleką drogę/ By przynieść wszędzie/Radość i śmiech”. I rozmyślała, co będzie robić po wojnie. Już wtedy poznała przyszłego męża, harcmistrza Jana Rossmana, komendanta Chorągwi Warszawskiej „Wacka”, syna majora Wojska Polskiego, który podczas wojny w 1920 r. kierował budową umocnień pod Radzyminem. Choć to nie on był jej pierwszą miłością, a Jędrek Makólski, dowódca plutonu „Alek” kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka”, który zginął wieczorem 23 sierpnia 1944 r., walcząc na Starym Mieście z Niemcami, nacierającymi na placówki powstańcze z miotaczami ognia i czołgami.
Śmierć zbierała wielkie żniwo, choć rodzinę Danuty Zdanowicz oszczędziła. Mimo że niemal cała była zaangażowana w konspirację. Przemek działał w Szarych Szeregach, Helena należała do AK w Olesinku, a Witold był od początku w ZWZ/AK. Danutę jednak osaczała śmierć.
22-letni bohaterowie
Tragicznie zakończyła się akcja pod Arsenałem, 26 marca 1943 r. Akcję Grup Szturmowych Szarych Szeregów o kryptonimie „Meksyk II”, w której Alek postanowił odbić aresztowanego trzy dni wcześniej przyjaciela, obydwaj przypłacili życiem. Wprawdzie harcmistrza Jana Bytnara „Rudego” oraz 20 innych więźniów przewożonych po przesłuchaniach z siedziby gestapo w alei Szucha 25 do więzienia Pawiak uwolniono, Rudy zmarł krótko po przewiezieniu do Szpitala Wolskiego, 30 marca 1943 r. Tego samego dnia, pomimo operacji przeprowadzonej przez Andrzeja Trojanowskiego, w Szpitalu Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej, z powodu ran odniesionych w czasie akcji zmarł także Alek. W ataku koło Wyszkowa w lipcu 1943 r. poległ Zośka.
Jako oficer AK Danuta Zdanowicz znalazła się w obozie jenieckim Stalag X-B Sandbostel. „Nikt, kto ich nie znał, nie może zrozumieć, ile zginęło razem z chłopcami” – napisała w obozowym pamiętniku. Oswobodzona przez wojska kanadyjskie 12 kwietnia 1945 r., odnaleziona została przez Jana Rossmana. Pięknie się jej oświadczył. Ślub odbył się 12 lipca.
Zamieszkali w Maczkowie, w Dolnej Saksonii. W marcu 1946 r. wrócili do Polski. Byli razem 57 lat. Z zapałem włączyli się w odbudowywanie struktur harcerskich po czasach stalinizmu, gdy do więzienia wtrącono m.in. uczestnika akcji pod Arsenałem, żołnierza Batalionu „Zośka” – Janka Rodowicza „Anodę”, zamęczonego w czasie śledztwa.
Po wojnie Rossmanowie nadal dalej prowadzili otwarty dom. Do dziś spotykają się w nim kolejne pokolenia harcerzy.
Harcerki, które odwiedzają Danutę Zdanowicz-Rossman, z namaszczeniem gładzą duży rozkładany stół. To przy nim siedzieli Alek, Zośka i Rudy, bohaterowie „Kamieni na szaniec”.
– Uwielbiam spotkania z młodzieżą. I bardzo w nią wierzę – mówi 95-letnia bohaterka.
Tomasz Gołąb /Foto Gość
Nie pierwsza miłość
Nie nosiła broni, choć chłopcy w lesie uczyli, jak się z nią obchodzić. Rzucała za to bomby łzawiące w Palladium, do którego chodzili Niemcy. Zimą na przełomie lat 1942/1943 Danka założyła drużynę 14 WŻDH – Zieloną, którą prowadziła do wybuchu powstania. Ułożyły hymn: „14 nasza/ Smutek rozprasza/ Idziemy w nogę/ W daleką drogę/ By przynieść wszędzie/Radość i śmiech”. I rozmyślała, co będzie robić po wojnie. Już wtedy poznała przyszłego męża, harcmistrza Jana Rossmana, komendanta Chorągwi Warszawskiej „Wacka”, syna majora Wojska Polskiego, który podczas wojny w 1920 r. kierował budową umocnień pod Radzyminem. Choć to nie on był jej pierwszą miłością, a Jędrek Makólski, dowódca plutonu „Alek” kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka”, który zginął wieczorem 23 sierpnia 1944 r., walcząc na Starym Mieście z Niemcami, nacierającymi na placówki powstańcze z miotaczami ognia i czołgami.
Śmierć zbierała wielkie żniwo, choć rodzinę Danuty Zdanowicz oszczędziła. Mimo że niemal cała była zaangażowana w konspirację. Przemek działał w Szarych Szeregach, Helena należała do AK w Olesinku, a Witold był od początku w ZWZ/AK. Danutę jednak osaczała śmierć.
22-letni bohaterowie
Tragicznie zakończyła się akcja pod Arsenałem, 26 marca 1943 r. Akcję Grup Szturmowych Szarych Szeregów o kryptonimie „Meksyk II”, w której Alek postanowił odbić aresztowanego trzy dni wcześniej przyjaciela, obydwaj przypłacili życiem. Wprawdzie harcmistrza Jana Bytnara „Rudego” oraz 20 innych więźniów przewożonych po przesłuchaniach z siedziby gestapo w alei Szucha 25 do więzienia Pawiak uwolniono, Rudy zmarł krótko po przewiezieniu do Szpitala Wolskiego, 30 marca 1943 r. Tego samego dnia, pomimo operacji przeprowadzonej przez Andrzeja Trojanowskiego, w Szpitalu Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej, z powodu ran odniesionych w czasie akcji zmarł także Alek. W ataku koło Wyszkowa w lipcu 1943 r. poległ Zośka.
Jako oficer AK Danuta Zdanowicz znalazła się w obozie jenieckim Stalag X-B Sandbostel. „Nikt, kto ich nie znał, nie może zrozumieć, ile zginęło razem z chłopcami” – napisała w obozowym pamiętniku. Oswobodzona przez wojska kanadyjskie 12 kwietnia 1945 r., odnaleziona została przez Jana Rossmana. Pięknie się jej oświadczył. Ślub odbył się 12 lipca.
Zamieszkali w Maczkowie, w Dolnej Saksonii. W marcu 1946 r. wrócili do Polski. Byli razem 57 lat. Z zapałem włączyli się w odbudowywanie struktur harcerskich po czasach stalinizmu, gdy do więzienia wtrącono m.in. uczestnika akcji pod Arsenałem, żołnierza Batalionu „Zośka” – Janka Rodowicza „Anodę”, zamęczonego w czasie śledztwa.
Po wojnie Rossmanowie nadal dalej prowadzili otwarty dom. Do dziś spotykają się w nim kolejne pokolenia harcerzy.