Piszą salezjańscy wolontariusze misyjni. Adam, Ania, Beata, Kasia, Monika, Agata, Bartek, Ilona, Krzysiek i Tomek.
Rano opowiedział swój sen. Przyśniła mu się dziewczyna, o której opowiadał. Przyszła do niego z talerzem pełnym obrzydliwego surowego mięsa. Prosiła, żeby je zjadł. Odmówił. Ona dalej prosiła, nalegała. Kiedy ostatecznie się nie zgodził, uderzyła go w brzuch. Wtedy się obudził, krzycząc z bólu. Ból był prawdziwy. Podobnie jak wymiociny – koloru surowego mięsa.
Dalej rozmawiamy o różańcach. Patrick nosi swój na palcu. Innego nie ma. Pytam go – „Dlaczego?” Kiedyś kupił sobie różaniec w lokalnym sklepie. Poszedł do księdza, żeby go pobłogosławił. Ksiądz odmówił. Powiedział, że ten różaniec jest niedobry. Kazał go wyrzucić i obiecał dać mu inny (obietnicy do dzisiaj nie dotrzymał). Pytam dalej –„ Ale… jak to niedobry? Co to znaczy?” Okazuje się, że tutaj różańce często są produkowane przez satanistów. „Naelektryzowane” przez demony sprzedawane są zwykle nieświadomym konsumentom. Człowiek zaczyna się na takim różańcu modlić, a przy okazji podpisuje niewidzialny kontrakt z szatanem. Na pierwszy rzut oka, te różańce są w porządku, ale jak się przyjrzysz, zobaczysz różnicę. Na krzyżyku, zamiast postaci Jezusa, namalowana jest bestia.
Kościół afrykański jest zupełnie inny niż ten w Europie. Dopiero raczkuje. 100-letnia historia Chrześcijaństwa w Afryce to niemowlak w porównaniu do 2000 lat historii Kościoła w Europie. Nie znajdziesz tu pięknych, zabytkowych kościołów wykładanych złotem. Nie ma długiej Tradycji i organów. Niemowlak jeszcze dużo musi się nauczyć, zanim się usamodzielni. Ma w sobie jednak coś, co przyciąga – niezwykłą świeżość. Świeżość początków Chrześcijaństwa.
Agata Stankiewicz; Zambia, Mansa
Chodzę od rana mało uśmiechnięty. Wewnętrznie, tak sam do siebie. Słońce masuję moją twarz, wiatr czesze mi brwi. Wzrokiem zamiatam czerwony pył po chodniku.
16.30. Siadam na murku i obserwuje chłopców. Biegają, śmieją się. Są szczęśliwy na tyle, ile mogą być. A przecież nie mieszkają z rodzicami. A ja chodzę od rana mało uśmiechnięty. Może to dlatego, że ktoś walnął mi w samochód? Nawet nie wiem kiedy. Teraz nie mogę otwierać na rozcież drzwi kierowcy, bo blacha zgięta. Może to dlatego, że nie dogadałem się z Farmerem i wyjechałem na darmo po trawę słoniową? Rodzina, przyjaciele, wspólnota modlą się za mnie. Dostałem wszystko co chciałem. A ja chodzę od rana mało uśmiechnięty.
Czy kwiat rośnie, żeby zwiędnąć? Czy słońce wschodzi, żeby zejść? Czy człowiek rodzi się, żeby umrzeć? Cel. Wszystko powinno mieć cel. Inaczej jest bezcelowe. Sens. Wszystko powinno mieć sens. Inaczej jest bezsensowne. A ja chodzę od rana mało uśmiechnięty.
Co jest celem takiej misji? Przyjechałem tu dla siebie? Nie, zdecydowanie. Dla chłopców? Też nie. Przyjechałem dla Jezusa. On jest motywacją. On jest moim celem i sensem. To on jest moim osobistym project managerem. Jeżeli będzie chciał, to będę tutaj dla mojego nawrócenia, albo, żeby wychowywać chłopaków, jeździć po trawę słoniową, naprawiać komputery. W myślach przypomina mi się piosenka.
„Już nie szukam Panie, wiem, że prawda to TY
Wiem, że wzywasz mnie, by za Tobą iść
I choć czasem myślę ,że zbyt trudne są Twoje słowa,
nie chcę odejść…
Jezu, do kogo mam pójść”.
Bartłomiej Ciok; Uganda, Namugongo; 16 października 2012
Piszą salezjańscy wolontariusze misyjni. Adam, Ania, Beata, Kasia, Monika, Agata, Bartek, Ilona, Krzysiek i Tomek.
Rano opowiedział swój sen. Przyśniła mu się dziewczyna, o której opowiadał. Przyszła do niego z talerzem pełnym obrzydliwego surowego mięsa. Prosiła, żeby je zjadł. Odmówił. Ona dalej prosiła, nalegała. Kiedy ostatecznie się nie zgodził, uderzyła go w brzuch. Wtedy się obudził, krzycząc z bólu. Ból był prawdziwy. Podobnie jak wymiociny – koloru surowego mięsa.
Dalej rozmawiamy o różańcach. Patrick nosi swój na palcu. Innego nie ma. Pytam go – „Dlaczego?” Kiedyś kupił sobie różaniec w lokalnym sklepie. Poszedł do księdza, żeby go pobłogosławił. Ksiądz odmówił. Powiedział, że ten różaniec jest niedobry. Kazał go wyrzucić i obiecał dać mu inny (obietnicy do dzisiaj nie dotrzymał). Pytam dalej –„ Ale… jak to niedobry? Co to znaczy?” Okazuje się, że tutaj różańce często są produkowane przez satanistów. „Naelektryzowane” przez demony sprzedawane są zwykle nieświadomym konsumentom. Człowiek zaczyna się na takim różańcu modlić, a przy okazji podpisuje niewidzialny kontrakt z szatanem. Na pierwszy rzut oka, te różańce są w porządku, ale jak się przyjrzysz, zobaczysz różnicę. Na krzyżyku, zamiast postaci Jezusa, namalowana jest bestia.
Kościół afrykański jest zupełnie inny niż ten w Europie. Dopiero raczkuje. 100-letnia historia Chrześcijaństwa w Afryce to niemowlak w porównaniu do 2000 lat historii Kościoła w Europie. Nie znajdziesz tu pięknych, zabytkowych kościołów wykładanych złotem. Nie ma długiej Tradycji i organów. Niemowlak jeszcze dużo musi się nauczyć, zanim się usamodzielni. Ma w sobie jednak coś, co przyciąga – niezwykłą świeżość. Świeżość początków Chrześcijaństwa.
Agata Stankiewicz; Zambia, Mansa
Chodzę od rana mało uśmiechnięty. Wewnętrznie, tak sam do siebie. Słońce masuję moją twarz, wiatr czesze mi brwi. Wzrokiem zamiatam czerwony pył po chodniku.
16.30. Siadam na murku i obserwuje chłopców. Biegają, śmieją się. Są szczęśliwy na tyle, ile mogą być. A przecież nie mieszkają z rodzicami. A ja chodzę od rana mało uśmiechnięty. Może to dlatego, że ktoś walnął mi w samochód? Nawet nie wiem kiedy. Teraz nie mogę otwierać na rozcież drzwi kierowcy, bo blacha zgięta. Może to dlatego, że nie dogadałem się z Farmerem i wyjechałem na darmo po trawę słoniową? Rodzina, przyjaciele, wspólnota modlą się za mnie. Dostałem wszystko co chciałem. A ja chodzę od rana mało uśmiechnięty.
Czy kwiat rośnie, żeby zwiędnąć? Czy słońce wschodzi, żeby zejść? Czy człowiek rodzi się, żeby umrzeć? Cel. Wszystko powinno mieć cel. Inaczej jest bezcelowe. Sens. Wszystko powinno mieć sens. Inaczej jest bezsensowne. A ja chodzę od rana mało uśmiechnięty.
Co jest celem takiej misji? Przyjechałem tu dla siebie? Nie, zdecydowanie. Dla chłopców? Też nie. Przyjechałem dla Jezusa. On jest motywacją. On jest moim celem i sensem. To on jest moim osobistym project managerem. Jeżeli będzie chciał, to będę tutaj dla mojego nawrócenia, albo, żeby wychowywać chłopaków, jeździć po trawę słoniową, naprawiać komputery. W myślach przypomina mi się piosenka.
„Już nie szukam Panie, wiem, że prawda to TY
Wiem, że wzywasz mnie, by za Tobą iść
I choć czasem myślę ,że zbyt trudne są Twoje słowa,
nie chcę odejść…
Jezu, do kogo mam pójść”.
Bartłomiej Ciok; Uganda, Namugongo; 16 października 2012