Wokół pięciu sonat Fryderyka Chopina zbudowane były koncerty tegorocznej edycji festiwalu, który od kilku lat odbywa się w Płocku.
Motywem przewodnim Dni Fryderyka Chopina były już jego polonezy, mazurki, ballady i nokturny, w tym roku natomiast wybrano gatunek mniej kojarzony z twórczością kompozytora – sonatę.
Czy słusznie mówił muzykolog Charles Rosen: „Co oni w tej Warszawie mogli wiedzieć o sonacie”? – Romantyzm główny nacisk kładł na formy swobodne, w związku z czym liczba sonat, jakie powstały w tym okresie, jest nieduża. Niektórzy nawet próbowali imputować romantykom, że nie potrafili pisać sonat. Pamiętajmy jednak, że Chopin był trochę nietypowym romantykiem. Z jednej strony – w jego utworach tkwiły niezwykłe emocje, a z drugiej – on miał bardzo dobre poczucie klasycznych form, być może wpojone przez nauczycieli w Warszawie. Jego sonaty trzymają mocno tradycyjny model – są czteroczęściowe, ale jednocześnie Chopin zostawił na nich swój ślad.
Fakt, że powtarza on pewien schemat, uważany przez niektórych za błąd, świadczy o tym, że nie był to jakiś przypadek czy nieumiejętność, ale celowy zamysł – mówi Lech Dzierżanowski, kierownik artystyczny festiwalu.
Drugi ważny klucz tegorocznego festiwalu to tonacja. – Chcieliśmy, by prawie w każdym koncercie były utwory w jednej tonacji, by pokazać, jak różne możliwości daje ona kompozytorowi – zaznacza L. Dzierżanowski. Trzy z koncertów były ściśle podporządkowane jednej tonacji, kolejny stanowił subiektywną i bardzo wybiórczą „historię” gatunku sonaty, od XVIII w. po współczesność, a ostatni był koncertem kameralnym na fortepian, wiolonczelę i flet z sonatą g-moll Chopina w roli głównej.
Podczas pięciu wieczorów festiwalowych w Opactwie Pobenedyktyńskim można było usłyszeć wszystkie pięć cykli sonatowych Chopina, w towarzystwie dzieł tego gatunku innych kompozytorów: F. Liszta, J. VořiŠka, S. Rachmaninowa, L. von Beethovena, D. Scarlattiego, L. Janáčka, I. Strawińskiego i C. Francka. – Repertuar fortepianowy jest gigantyczny. Żal mi, że bardzo wielu utworów po prostu nie słuchamy. Chopina oczywiście nigdy za dużo. Jest on w Polsce wszędzie obecny, i dobrze, ale do tej pory staraliśmy się go pokazać na jakimś tle, ale nie oczywistym, stąd sonata Strawińskigo, VořiŠka czy nawet Rachmaninowa. Bardzo nam zależy, by artyści grali konkretny program. Cieszę się, że na przykład udało nam się namówić Agnieszkę Przemyk-Bryłę do sonaty VořiŠka. To bardzo dziwne, wcale niełatwe dzieło, z jednej strony już romantyczne, z drugiej mające wiele klasycznych cech – dodaje kierownik artystyczny festiwalu.
– Chopina można słuchać bez końca, natomiast obudowanie jego dzieł utworami innych kompozytorów bardzo odświeża tę twórczość i tworzy dla niej szerszy kontekst. Sądzę, że jest to też niejako nobilitujące dla innych kompozytorów. Dla mnie to wielka przygoda, bo zetknęłam się przy okazji przygotowań do koncertu z dziełem Jana Václava Hugo VořiŠka. Przede wszystkim jednak ważne jest dla mnie zestawienie sonat b-moll Chopina i Rachmaninowa – mówi pianistka, która wystąpiła podczas pierwszej serii koncertów, Agnieszka Przemyk-Bryła, doktor habilitowany sztuki muzycznej i adiunkt Katedry Fortepianu Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, jest też autorką książki „Sonata w twórczości Siergieja Rachmaninowa”. – Czułam, jakbym tą książką spłaciła dług wobec niego za poczucie jakiejś wewnętrznej harmonii, pełni i prawdy w muzyce. To są pojęcia, które najbardziej odpowiadają temu, co w jego twórczości się zawiera: głęboka mądrość życiowa, wypowiedziana poprzez harmonię, frazę, kolor tonacji – mówi pianistka.
Koncerty odbywały się w płockim Opactwie Pobenedyktyńskim. Ich organizatorem jest Mazowiecki Instytut Kultury.
Wokół pięciu sonat Fryderyka Chopina zbudowane były koncerty tegorocznej edycji festiwalu, który od kilku lat odbywa się w Płocku.
Motywem przewodnim Dni Fryderyka Chopina były już jego polonezy, mazurki, ballady i nokturny, w tym roku natomiast wybrano gatunek mniej kojarzony z twórczością kompozytora – sonatę.
Czy słusznie mówił muzykolog Charles Rosen: „Co oni w tej Warszawie mogli wiedzieć o sonacie”? – Romantyzm główny nacisk kładł na formy swobodne, w związku z czym liczba sonat, jakie powstały w tym okresie, jest nieduża. Niektórzy nawet próbowali imputować romantykom, że nie potrafili pisać sonat. Pamiętajmy jednak, że Chopin był trochę nietypowym romantykiem. Z jednej strony – w jego utworach tkwiły niezwykłe emocje, a z drugiej – on miał bardzo dobre poczucie klasycznych form, być może wpojone przez nauczycieli w Warszawie. Jego sonaty trzymają mocno tradycyjny model – są czteroczęściowe, ale jednocześnie Chopin zostawił na nich swój ślad.
Fakt, że powtarza on pewien schemat, uważany przez niektórych za błąd, świadczy o tym, że nie był to jakiś przypadek czy nieumiejętność, ale celowy zamysł – mówi Lech Dzierżanowski, kierownik artystyczny festiwalu.
Drugi ważny klucz tegorocznego festiwalu to tonacja. – Chcieliśmy, by prawie w każdym koncercie były utwory w jednej tonacji, by pokazać, jak różne możliwości daje ona kompozytorowi – zaznacza L. Dzierżanowski. Trzy z koncertów były ściśle podporządkowane jednej tonacji, kolejny stanowił subiektywną i bardzo wybiórczą „historię” gatunku sonaty, od XVIII w. po współczesność, a ostatni był koncertem kameralnym na fortepian, wiolonczelę i flet z sonatą g-moll Chopina w roli głównej.
Podczas pięciu wieczorów festiwalowych w Opactwie Pobenedyktyńskim można było usłyszeć wszystkie pięć cykli sonatowych Chopina, w towarzystwie dzieł tego gatunku innych kompozytorów: F. Liszta, J. VořiŠka, S. Rachmaninowa, L. von Beethovena, D. Scarlattiego, L. Janáčka, I. Strawińskiego i C. Francka. – Repertuar fortepianowy jest gigantyczny. Żal mi, że bardzo wielu utworów po prostu nie słuchamy. Chopina oczywiście nigdy za dużo. Jest on w Polsce wszędzie obecny, i dobrze, ale do tej pory staraliśmy się go pokazać na jakimś tle, ale nie oczywistym, stąd sonata Strawińskigo, VořiŠka czy nawet Rachmaninowa. Bardzo nam zależy, by artyści grali konkretny program. Cieszę się, że na przykład udało nam się namówić Agnieszkę Przemyk-Bryłę do sonaty VořiŠka. To bardzo dziwne, wcale niełatwe dzieło, z jednej strony już romantyczne, z drugiej mające wiele klasycznych cech – dodaje kierownik artystyczny festiwalu.
– Chopina można słuchać bez końca, natomiast obudowanie jego dzieł utworami innych kompozytorów bardzo odświeża tę twórczość i tworzy dla niej szerszy kontekst. Sądzę, że jest to też niejako nobilitujące dla innych kompozytorów. Dla mnie to wielka przygoda, bo zetknęłam się przy okazji przygotowań do koncertu z dziełem Jana Václava Hugo VořiŠka. Przede wszystkim jednak ważne jest dla mnie zestawienie sonat b-moll Chopina i Rachmaninowa – mówi pianistka, która wystąpiła podczas pierwszej serii koncertów, Agnieszka Przemyk-Bryła, doktor habilitowany sztuki muzycznej i adiunkt Katedry Fortepianu Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, jest też autorką książki „Sonata w twórczości Siergieja Rachmaninowa”. – Czułam, jakbym tą książką spłaciła dług wobec niego za poczucie jakiejś wewnętrznej harmonii, pełni i prawdy w muzyce. To są pojęcia, które najbardziej odpowiadają temu, co w jego twórczości się zawiera: głęboka mądrość życiowa, wypowiedziana poprzez harmonię, frazę, kolor tonacji – mówi pianistka.
Koncerty odbywały się w płockim Opactwie Pobenedyktyńskim. Ich organizatorem jest Mazowiecki Instytut Kultury.