Angelika czekała na rodzinę, która ją przysposobi. Nie udawało się, nikt nie zgłosił się po niepełnosprawną dziewczynkę. Dziś Renata mówi: - Na szczęście nie było nikogo chętnego.
Do domu Renaty i jej męża trafiła, gdy miała 8 miesięcy. W szpitalu pozostawiła ją mama biologiczna, która trochę za namową bliskich, trochę personelu medycznego bardzo bała się, że nie podoła w jej sytuacji rodzinno-materialnej z wychowaniem córki. W dodatku obawiała się, że choroby Angeliki - wodogłowie i niedowidzenie, będą dla niej zbyt dużym ciężarem. - Angelika, kiedy była mała, pewnie swoim wyglądem nie zachęcała do wzięcia jej w ramiona. Maleńkie dziecko z głową niemal jak u dorosłego człowieka pewnie piękne nie było, chociaż dzisiaj jest zupełnie inaczej. Angelika jest nie tylko ładna, ale również bardzo ciepła i zawsze uśmiechnięta, życzliwa i wszystkich kochająca - jej przybrana mama wymienia atuty dziewczynki jednym tchem. Przecież zna ją doskonale, są ze sobą już od ponad 20 lat. Chociaż na początku wydawało się, że lada moment się rozstaną.
Małżonkowie mieli czwórkę biologicznych dzieci, kiedy zdecydowali o poprowadzeniu pogotowia opiekuńczego dla dzieci. Przez ich dom przewinęło się ponad 80 dzieci. Przychodziły, pomieszkały i odchodziły do rodzin adopcyjnych. Tylko Angelika ciągle była, nikt jakoś bardzo się nie kwapił, by przytulić w swojej rodzinie to niepełnosprawne dziecko. Przybrane rodzeństwo przez te wszystkie lata przyzwyczajało się do dziewczynki. Akceptowali ją, kochali, stawała się rodzinie bliska. Renata zrozumiała, że bardzo trudno będzie znaleźć rodzinę dla opuszczonej, chorej dziewczynki. W domu pojawiło się jeszcze jedno dziecko, które jakoś tak każdy pomijał, gdy mowa była o adopcji, a za które Renata modliła się gorąco, tak jak zresztą również o Angelikę, by znalazło się odważne, kochające małżeństwo, które nie tylko dom otworzy dla dziewczynki, ale również serce. Kiedy druga dziewczyna została adoptowana, a Angelika nadal mieszkała w domu Renaty, wówczas postanowili wspólnie, że Angelika zostanie z nimi, że tylko zapytają swoje dzieci, a jeśli te nie będą miały nic przeciw temu, to Angelika zostanie adoptowana przez nich. Po co adopcja, skoro tyle lat dziewczynka z nimi żyła? - Chcieliśmy, żeby po naszej śmierci była zabezpieczona finansowo, żeby mogła czerpać z naszych emerytur - mówi Renata.
Angelika jest szczęśliwa, bardzo kocha swoich rodziców, okazuje im to w tak niesamowity sposób, przytulając się, głaszcząc mamę po głowie, uśmiechając się z taką czułością i radością, że nikt, kto patrzy z boku, nie może zostać obojętny. I ten moment, kiedy podczas spotkania podsumowującego V Archidiecezjalną Pielgrzymkę Chorych i ich rodzin do Lourdes spontanicznie wychodzi przed wszystkich i śpiewa znaną piosenkę: Bóg kocha mnie.... Wszyscy wstają i niezmiernie wzruszeni śpiewają z dziewczynką.
A mama Angeliki? Wie, że to są właśnie Boże znaki, że Pan Bóg i Maryja kochają Angelikę taką jaka jest. I za tę łaskę, że Angelika została z Nimi w domu, że nikt jej nie chciał, że wreszcie oni mogli stać się jej rodzicami dziękowała w Lourdes, oddając swoją rodzinę i to piękne życie w opiekę matczyną.
Angelika czekała na rodzinę, która ją przysposobi. Nie udawało się, nikt nie zgłosił się po niepełnosprawną dziewczynkę. Dziś Renata mówi: - Na szczęście nie było nikogo chętnego.
Do domu Renaty i jej męża trafiła, gdy miała 8 miesięcy. W szpitalu pozostawiła ją mama biologiczna, która trochę za namową bliskich, trochę personelu medycznego bardzo bała się, że nie podoła w jej sytuacji rodzinno-materialnej z wychowaniem córki. W dodatku obawiała się, że choroby Angeliki - wodogłowie i niedowidzenie, będą dla niej zbyt dużym ciężarem. - Angelika, kiedy była mała, pewnie swoim wyglądem nie zachęcała do wzięcia jej w ramiona. Maleńkie dziecko z głową niemal jak u dorosłego człowieka pewnie piękne nie było, chociaż dzisiaj jest zupełnie inaczej. Angelika jest nie tylko ładna, ale również bardzo ciepła i zawsze uśmiechnięta, życzliwa i wszystkich kochająca - jej przybrana mama wymienia atuty dziewczynki jednym tchem. Przecież zna ją doskonale, są ze sobą już od ponad 20 lat. Chociaż na początku wydawało się, że lada moment się rozstaną.
Małżonkowie mieli czwórkę biologicznych dzieci, kiedy zdecydowali o poprowadzeniu pogotowia opiekuńczego dla dzieci. Przez ich dom przewinęło się ponad 80 dzieci. Przychodziły, pomieszkały i odchodziły do rodzin adopcyjnych. Tylko Angelika ciągle była, nikt jakoś bardzo się nie kwapił, by przytulić w swojej rodzinie to niepełnosprawne dziecko. Przybrane rodzeństwo przez te wszystkie lata przyzwyczajało się do dziewczynki. Akceptowali ją, kochali, stawała się rodzinie bliska. Renata zrozumiała, że bardzo trudno będzie znaleźć rodzinę dla opuszczonej, chorej dziewczynki. W domu pojawiło się jeszcze jedno dziecko, które jakoś tak każdy pomijał, gdy mowa była o adopcji, a za które Renata modliła się gorąco, tak jak zresztą również o Angelikę, by znalazło się odważne, kochające małżeństwo, które nie tylko dom otworzy dla dziewczynki, ale również serce. Kiedy druga dziewczyna została adoptowana, a Angelika nadal mieszkała w domu Renaty, wówczas postanowili wspólnie, że Angelika zostanie z nimi, że tylko zapytają swoje dzieci, a jeśli te nie będą miały nic przeciw temu, to Angelika zostanie adoptowana przez nich. Po co adopcja, skoro tyle lat dziewczynka z nimi żyła? - Chcieliśmy, żeby po naszej śmierci była zabezpieczona finansowo, żeby mogła czerpać z naszych emerytur - mówi Renata.
Angelika jest szczęśliwa, bardzo kocha swoich rodziców, okazuje im to w tak niesamowity sposób, przytulając się, głaszcząc mamę po głowie, uśmiechając się z taką czułością i radością, że nikt, kto patrzy z boku, nie może zostać obojętny. I ten moment, kiedy podczas spotkania podsumowującego V Archidiecezjalną Pielgrzymkę Chorych i ich rodzin do Lourdes spontanicznie wychodzi przed wszystkich i śpiewa znaną piosenkę: Bóg kocha mnie.... Wszyscy wstają i niezmiernie wzruszeni śpiewają z dziewczynką.
A mama Angeliki? Wie, że to są właśnie Boże znaki, że Pan Bóg i Maryja kochają Angelikę taką jaka jest. I za tę łaskę, że Angelika została z Nimi w domu, że nikt jej nie chciał, że wreszcie oni mogli stać się jej rodzicami dziękowała w Lourdes, oddając swoją rodzinę i to piękne życie w opiekę matczyną.