Wierzy w siłę modlitwy. Dlatego, kiedy przed dwoma laty jej kuzynka poprosiła ją o zaniesienie intencji do Lourdes, wierzyła, że może wymodlić cud uzdrowienia.
Przecież w homilii kierowanej do uczestników V Archidiecezjalnej Pielgrzymki Chorych i Niepełnosprawnych do Lourdes abp Adrian Galbas mówił: – Dzisiejsza Ewangelia rozpoczęła się od zdania: “Pan Jezus wyszedł na górę aby się modlić i całą noc trwał na modlitwie”. Papież Benedykt XVI komentując tę Ewangelię powiedział, że Pan Jezus zrobił to po to, żeby dać nam przykład. Nie dla tego, że ona sam potrzebował modlitwy, ale by dać przykład.
Gabrysia niosła do Lourdes prośbę Teresy o łaskę zdrowia, wytrwałość w chorobie, cierpliwość oraz o przywiezienie wody. – Wszystko to zrobiłam, bo wychowałam się w cieniu Matki Bożej Lourdskiej, w cieniu kochłowickiego sanktuarium noszącym to wezwanie. Wierzę, że każda modlitwa jest wysłuchana, może nie od razu, może nie tak, jakbyśmy sobie to wyobrażali, może trzeba na efekty poczekać, ale Maryja najlepiej wie, kiedy nam odpowiedzieć – wyznaje.
Teresa czuła tę siłę płynącą z modlitwy Gabrysi niemal natychmiast. Kiedy przed ponad dwoma laty dowiedziała się o chorobie nowotworowej, sama się modliła o szczęśliwy przebieg operacji, która odbyła się niemal z dnia na dzień. – Poszłam do lekarza, ginekologa, mojej koleżanki. Zrobiła badania i natychmiast umówiła kolejną wizytę, u ordynatora w szpitalu, gdzie wzięto wycinek do diagnozy. A potem wszystko potoczyło się szybko. Lekarz powiedział, że muszę mieć operację, jak najszybciej. Wyznaczył termin przyjęcia do szpitala już kolejnego dnia. Od pacjentek się dowiedziała, że w środę, kiedy ja miałam być operowana, jestem jako jedyna zaplanowana. Potem do mnie dotarło, że to będzie trudna operacja. Nikt nie wiedział, że to o mnie chodzi. Sama nie do końca to rozumiałam. Kiedy pielęgniarki mnie uspokajały przed operacją i robiły zastrzyk myślałam: Panie Boże, wola Twoja – stwierdza.
Po operacji Teresa usłyszała, że wycięto wszystko, co było możliwe. Dostała też skierowanie na wizytę na onkologi z informacją: „nowotwór złośliwy niewiadomego pochodzenia”. Skwapliwie wszystko wypełniła, realizowała wskazania lekarzy, ale jednocześnie głęboko się modliła i prosiła o modlitwę w swojej intencji inne osoby, w tym Garysię jadącą do Maryi. – Ja to od razu poczułam, to naprawdę zadziałało. Kiedy Gabrysia wróciła podziękowałam jej za modlitwę i powiedziałam, że czułam, że Maryja ją wysłuchała. Kolejne wizyty u lekarza, działanie zgodnie ze wskazaniami lekarskimi, ale również, a może przede wszystkim głęboka modlitwa sprawiły, że dziś jestem w Lourdes by dziękować Maryi za zdrowie, za to, że mijają dwa lata, a moje wyniki są dobre – mówi Teresa. Teresa niesie podziękowania do Groty Massabielskiej, do Bazyliki, w procesjach, Eucharystycznej i Światła, ale także podczas drogi krzyżowej, gdzie zachęceni głosem księży wszyscy głośno oddajemy swoje rany, bóle, cierpienia do opatrzenia przez Maryję. To niesamowita godzina, kiedy padają słowa: „Maryjo proszę Cię, by mnie wreszcie pokochała moja mama.... Maryjo proszę w intencji ciężko chorej koleżanki, która zmaga się z nowotworem....proszę o wiarę dla moich wnuków, bo oddaliły się od Boga...proszę o trzeźwość męża....zdrowie, pokój na świecie, znalezienie pracy...”. Modlitwa płynie do Maryi i Jezusa w strugach deszczu. Czy to Oni zapłakali nad naszymi cierpieniami, czy też obmywają symbolicznie nasze rany?
Wierzy w siłę modlitwy. Dlatego, kiedy przed dwoma laty jej kuzynka poprosiła ją o zaniesienie intencji do Lourdes, wierzyła, że może wymodlić cud uzdrowienia.
Przecież w homilii kierowanej do uczestników V Archidiecezjalnej Pielgrzymki Chorych i Niepełnosprawnych do Lourdes abp Adrian Galbas mówił: – Dzisiejsza Ewangelia rozpoczęła się od zdania: “Pan Jezus wyszedł na górę aby się modlić i całą noc trwał na modlitwie”. Papież Benedykt XVI komentując tę Ewangelię powiedział, że Pan Jezus zrobił to po to, żeby dać nam przykład. Nie dla tego, że ona sam potrzebował modlitwy, ale by dać przykład.
Gabrysia niosła do Lourdes prośbę Teresy o łaskę zdrowia, wytrwałość w chorobie, cierpliwość oraz o przywiezienie wody. – Wszystko to zrobiłam, bo wychowałam się w cieniu Matki Bożej Lourdskiej, w cieniu kochłowickiego sanktuarium noszącym to wezwanie. Wierzę, że każda modlitwa jest wysłuchana, może nie od razu, może nie tak, jakbyśmy sobie to wyobrażali, może trzeba na efekty poczekać, ale Maryja najlepiej wie, kiedy nam odpowiedzieć – wyznaje.
Teresa czuła tę siłę płynącą z modlitwy Gabrysi niemal natychmiast. Kiedy przed ponad dwoma laty dowiedziała się o chorobie nowotworowej, sama się modliła o szczęśliwy przebieg operacji, która odbyła się niemal z dnia na dzień. – Poszłam do lekarza, ginekologa, mojej koleżanki. Zrobiła badania i natychmiast umówiła kolejną wizytę, u ordynatora w szpitalu, gdzie wzięto wycinek do diagnozy. A potem wszystko potoczyło się szybko. Lekarz powiedział, że muszę mieć operację, jak najszybciej. Wyznaczył termin przyjęcia do szpitala już kolejnego dnia. Od pacjentek się dowiedziała, że w środę, kiedy ja miałam być operowana, jestem jako jedyna zaplanowana. Potem do mnie dotarło, że to będzie trudna operacja. Nikt nie wiedział, że to o mnie chodzi. Sama nie do końca to rozumiałam. Kiedy pielęgniarki mnie uspokajały przed operacją i robiły zastrzyk myślałam: Panie Boże, wola Twoja – stwierdza.
Po operacji Teresa usłyszała, że wycięto wszystko, co było możliwe. Dostała też skierowanie na wizytę na onkologi z informacją: „nowotwór złośliwy niewiadomego pochodzenia”. Skwapliwie wszystko wypełniła, realizowała wskazania lekarzy, ale jednocześnie głęboko się modliła i prosiła o modlitwę w swojej intencji inne osoby, w tym Garysię jadącą do Maryi. – Ja to od razu poczułam, to naprawdę zadziałało. Kiedy Gabrysia wróciła podziękowałam jej za modlitwę i powiedziałam, że czułam, że Maryja ją wysłuchała. Kolejne wizyty u lekarza, działanie zgodnie ze wskazaniami lekarskimi, ale również, a może przede wszystkim głęboka modlitwa sprawiły, że dziś jestem w Lourdes by dziękować Maryi za zdrowie, za to, że mijają dwa lata, a moje wyniki są dobre – mówi Teresa. Teresa niesie podziękowania do Groty Massabielskiej, do Bazyliki, w procesjach, Eucharystycznej i Światła, ale także podczas drogi krzyżowej, gdzie zachęceni głosem księży wszyscy głośno oddajemy swoje rany, bóle, cierpienia do opatrzenia przez Maryję. To niesamowita godzina, kiedy padają słowa: „Maryjo proszę Cię, by mnie wreszcie pokochała moja mama.... Maryjo proszę w intencji ciężko chorej koleżanki, która zmaga się z nowotworem....proszę o wiarę dla moich wnuków, bo oddaliły się od Boga...proszę o trzeźwość męża....zdrowie, pokój na świecie, znalezienie pracy...”. Modlitwa płynie do Maryi i Jezusa w strugach deszczu. Czy to Oni zapłakali nad naszymi cierpieniami, czy też obmywają symbolicznie nasze rany?