Od kwietnia w szkołach podstawowych ma funkcjonować zakaz zadawania pracy domowej. Nie wiem, czy potrafiłbym znaleźć lepszą ilustrację stwierdzenia „wylać dziecko z kąpielą”.
Zacznijmy może od tego, że nikt nie zdefiniował, czym jest zadanie domowe. A to kluczowa sprawa. Czy zadaniem domowym jest przeczytanie lektury albo nauczenie się wiersza, ćwiczenie tabliczki mnożenia, uczenie się obcych słówek albo napisanie eseju? Żadnej z tych czynności nie da się skutecznie zrobić podczas 45-minutowej lekcji. Każda z nich jest niezbędna, by pozyskać ważne umiejętności. Bez powtarzania w domu, także tego wymuszonego pracą domową, skuteczność edukacji jest dużo mniejsza. Dzięki powtarzaniu to, o czym dziecko na lekcji tylko usłyszało, z pamięci krótkotrwałej może zostać przepisane do pamięci trwałej. Uczymy się przez powtarzanie i ćwiczenie, a nie jednorazowe zaprezentowanie. Uważam, że zakaz zadawania zadań domowych jest wylewaniem dziecka z kąpielą, bo choć uczniowie w szkole są przeciążeni, to nie zadania są tego powodem, tylko bałagan w programie. I to właśnie od zmian w nim powinno się zacząć. Na spokojnie, z rozmysłem, nie pomijając konsultacji z ekspertami i ze środowiskiem nauczycielskim – czyli postępując zupełnie inaczej niż podczas ostatnich reform edukacji – najpierw należy zrobić przegląd podstawy programowej i z pewnością w niektórych miejscach ją uszczuplić. Potem należałoby zastanowić się nad sposobami weryfikacji uczniowskiej wiedzy, w tym sprawdzić wymagania egzaminacyjne, a na końcu pomyśleć, co zrobić, by zadania domowe rozwijały dzieci, a nie czyniły z nich cyborgów bezrozumnie klepiących regułki. Tymczasem do naprawy edukacji zabrano się, kolejny już raz, od końca. Zniesienie zadań domowych bez uporządkowania podstawy programowej nie zmniejszy ilości materiału do opanowania. Po prostu będzie jeszcze mniej czasu na ćwiczenie. Bez zmiany wytycznych np. egzaminu ósmoklasisty spowoduje to obniżenie wyników. No, chyba że rodziców będzie stać na korepetycje. Ale nie o to przecież chodziło. Polskie dzieci nie spędzają w szkole więcej czasu niż ich rówieśnicy w innych krajach. Polski uczeń nie spędza też więcej czasu na odrabianiu lekcji w domu. W Polsce jednak w naukę poza szkołą znacznie częściej niż za granicą zaangażowani są rodzice albo korepetytorzy. Znosząc zadania domowe, nie nauczymy dzieci samodzielności. Przeciwnie, spowodujemy, że będą jeszcze mniej samodzielne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Od kwietnia w szkołach podstawowych ma funkcjonować zakaz zadawania pracy domowej. Nie wiem, czy potrafiłbym znaleźć lepszą ilustrację stwierdzenia „wylać dziecko z kąpielą”.
Zacznijmy może od tego, że nikt nie zdefiniował, czym jest zadanie domowe. A to kluczowa sprawa. Czy zadaniem domowym jest przeczytanie lektury albo nauczenie się wiersza, ćwiczenie tabliczki mnożenia, uczenie się obcych słówek albo napisanie eseju? Żadnej z tych czynności nie da się skutecznie zrobić podczas 45-minutowej lekcji. Każda z nich jest niezbędna, by pozyskać ważne umiejętności. Bez powtarzania w domu, także tego wymuszonego pracą domową, skuteczność edukacji jest dużo mniejsza. Dzięki powtarzaniu to, o czym dziecko na lekcji tylko usłyszało, z pamięci krótkotrwałej może zostać przepisane do pamięci trwałej. Uczymy się przez powtarzanie i ćwiczenie, a nie jednorazowe zaprezentowanie. Uważam, że zakaz zadawania zadań domowych jest wylewaniem dziecka z kąpielą, bo choć uczniowie w szkole są przeciążeni, to nie zadania są tego powodem, tylko bałagan w programie. I to właśnie od zmian w nim powinno się zacząć. Na spokojnie, z rozmysłem, nie pomijając konsultacji z ekspertami i ze środowiskiem nauczycielskim – czyli postępując zupełnie inaczej niż podczas ostatnich reform edukacji – najpierw należy zrobić przegląd podstawy programowej i z pewnością w niektórych miejscach ją uszczuplić. Potem należałoby zastanowić się nad sposobami weryfikacji uczniowskiej wiedzy, w tym sprawdzić wymagania egzaminacyjne, a na końcu pomyśleć, co zrobić, by zadania domowe rozwijały dzieci, a nie czyniły z nich cyborgów bezrozumnie klepiących regułki. Tymczasem do naprawy edukacji zabrano się, kolejny już raz, od końca. Zniesienie zadań domowych bez uporządkowania podstawy programowej nie zmniejszy ilości materiału do opanowania. Po prostu będzie jeszcze mniej czasu na ćwiczenie. Bez zmiany wytycznych np. egzaminu ósmoklasisty spowoduje to obniżenie wyników. No, chyba że rodziców będzie stać na korepetycje. Ale nie o to przecież chodziło. Polskie dzieci nie spędzają w szkole więcej czasu niż ich rówieśnicy w innych krajach. Polski uczeń nie spędza też więcej czasu na odrabianiu lekcji w domu. W Polsce jednak w naukę poza szkołą znacznie częściej niż za granicą zaangażowani są rodzice albo korepetytorzy. Znosząc zadania domowe, nie nauczymy dzieci samodzielności. Przeciwnie, spowodujemy, że będą jeszcze mniej samodzielne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.