Głównie eskalacji konfliktu izraelsko-palestyńskiego poświęcono wtorkową otwartą debatę w RB ONZ na temat Bliskiego Wschodu.
Otwarta debata Rady Bezpieczeństwa wywołała ogromne zainteresowanie. Przez ponad 5 godzin zabierali w niej głos nie tylko przedstawiciele państw członkowskich RB, ale też reprezentanci kilkudziesięciu krajów, w tym targanego wstrząsami regionu. Ostrzegali m.in., że wzrost napięcia w Strefie Gazy wzmacnia ryzyko eskalacji zapalnej już sytuację i wymknięcia się konfliktu spod kontroli.
Specjalny koordynator ONZ ds. procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie Nikołaj Mładenow w trakcie wideokonferencji przypominał z Jerozolimy o wyniszczającym konflikcie z 2014 roku i ówczesnych wezwaniach ONZ do fundamentalnej zmiany sytuacji w Gazie. Zaakcentował, że Narody Zjednoczone wzywały do wspólnych działań zmierzających do uporania się przyczynami konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Zaliczył do nich ponad 50-letnią okupację, przekraczającą dekadę kontrolę Hamasu nad Strefą Gazy, palestyńskie podziały oraz zamknięty system izraelski.
"Przez cztery długie lata sytuacja nie uległa poprawie. Kryzys humanitarny pogłębił się, pogorszył się polityczny impas między Hamasem i Fatahem, a perspektywa kolejnej fali przemocy rośnie z dnia na dzień" - wskazał.
Jak dodał, podczas niedawnego pobytu w Gazie nawoływał, aby palestyńskie frakcje nie prowokowały incydentów na granicy z Izraelem, zaprzestały ataków rakietowych. Apelował zarazem do Izraela o ponowne otwarcie przejść granicznych i zaprzestanie ostrzału, szczególnie w zaludnionych obszarach.
O nieskuteczności wezwań do deeskalacji na Bliskim Wschodzie, a także fiasku wysiłków na rzecz rozlewu krwi mówił zastępca ambasadora Polski przy ONZ Paweł Radomski. Sytuację humanitarną dwóch milionów ludzi w Strefie Gazy nazwał rozpaczliwą.
"Uznając prawo Izraela do ochrony jego granic i obrony uzasadnionych interesów bezpieczeństwa, apelujemy do Izraela o proporcjonalne użycia siły przez jego służby bezpieczeństwa oraz o poszanowanie podstawowego prawa do pokojowych protestów. Jednocześnie Hamas i Palestyński Islamski Dżihad mają obowiązek unikać prowokacji. Ich działania stanowią prawdziwe zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela" - wskazał dyplomata.
Przestrzegał przed groźbą wybuchu kolejnej wojny w Strefie Gazy. Wzywał strony konfliktu wszystkie do deeskalacji, maksymalnej powściągliwości i zapobiegania incydentom, które zagrażają życiu Palestyńczyków i Izraelczyków. Za główny cel ONZ uznał wznowienie procesu pokojowego.
Wystąpienia przedstawicieli Palestyny i Izraela nacechowane były wzajemnymi oskarżeniami. Pierwszy wskazywał m.in. na nieludzkie warunki życia oraz pogorszający się kryzys humanitarny i ekonomiczny wynikający z nielegalnej okupacji. Zwracał się o pomoc do międzynarodowej społeczności. Drugi powoływał się na prawo Izraela do obrony. Obwiniał za eskalację konfliktu agresywne działania Hamasu, wspieranego przez Iran.
Z przemówień innych mówców, w tym przedstawiciela Rosji, przebijało m.in. przekonanie o konieczności wznowienia pokoju procesowego. Stwierdził, że niedostatek takich wysiłków rodzi pustkę, którą wypełnia przemoc. Powtórzył ofertę Moskwy do zorganizowania tam spotkania przywódców Izraela i Palestyny.
Według ambasadora Francji Francois Delattre dla osiągnięcia pokoju nie ma innej alternatywy jak utworzenie dwóch państw dla dwóch narodów. W tym kontekście poddał krytyce oddalanie takiego rozwiązania m.in. poprzez budowę osiedli żydowskich na terenach palestyńskich. Z kolei reprezentant Wielkiej Brytanii zaznaczył, że burzenie należących do nich obiektów przez Izrael pogłębia jeszcze bardziej ciężkie położenie ludności cywilnej.
Ambasador USA przy ONZ Nikki Haley skrytykowała wiele krajów ograniczających się, jak podkreśliła, przede wszystkim do werbalnych deklaracji wymierzonych przeciw Izraelowi zamiast przyjść z konkretnym wsparciem Palestyńczykom.
"Tutaj, w ONZ, tysiące mil od Palestyńczyków, którzy mają realne potrzeby, nie ma końca przemówieniom w ich imieniu. Kraj za krajem domaga się solidarności z narodem palestyńskim. Gdyby te słowa były użyteczne w szkołach, szpitalach i na ulicach ich społeczności, naród palestyński nie stałby w obliczu rozpaczliwych warunków, o których tutaj dzisiaj dyskutujemy. Gadanie nic nie kosztuje" - oceniła.
Zapewniała, że Amerykanie wciąż szukają sposobów wsparcia ludności palestyńskiej.
Głównie eskalacji konfliktu izraelsko-palestyńskiego poświęcono wtorkową otwartą debatę w RB ONZ na temat Bliskiego Wschodu.
Otwarta debata Rady Bezpieczeństwa wywołała ogromne zainteresowanie. Przez ponad 5 godzin zabierali w niej głos nie tylko przedstawiciele państw członkowskich RB, ale też reprezentanci kilkudziesięciu krajów, w tym targanego wstrząsami regionu. Ostrzegali m.in., że wzrost napięcia w Strefie Gazy wzmacnia ryzyko eskalacji zapalnej już sytuację i wymknięcia się konfliktu spod kontroli.
Specjalny koordynator ONZ ds. procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie Nikołaj Mładenow w trakcie wideokonferencji przypominał z Jerozolimy o wyniszczającym konflikcie z 2014 roku i ówczesnych wezwaniach ONZ do fundamentalnej zmiany sytuacji w Gazie. Zaakcentował, że Narody Zjednoczone wzywały do wspólnych działań zmierzających do uporania się przyczynami konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Zaliczył do nich ponad 50-letnią okupację, przekraczającą dekadę kontrolę Hamasu nad Strefą Gazy, palestyńskie podziały oraz zamknięty system izraelski.
"Przez cztery długie lata sytuacja nie uległa poprawie. Kryzys humanitarny pogłębił się, pogorszył się polityczny impas między Hamasem i Fatahem, a perspektywa kolejnej fali przemocy rośnie z dnia na dzień" - wskazał.
Jak dodał, podczas niedawnego pobytu w Gazie nawoływał, aby palestyńskie frakcje nie prowokowały incydentów na granicy z Izraelem, zaprzestały ataków rakietowych. Apelował zarazem do Izraela o ponowne otwarcie przejść granicznych i zaprzestanie ostrzału, szczególnie w zaludnionych obszarach.
O nieskuteczności wezwań do deeskalacji na Bliskim Wschodzie, a także fiasku wysiłków na rzecz rozlewu krwi mówił zastępca ambasadora Polski przy ONZ Paweł Radomski. Sytuację humanitarną dwóch milionów ludzi w Strefie Gazy nazwał rozpaczliwą.
"Uznając prawo Izraela do ochrony jego granic i obrony uzasadnionych interesów bezpieczeństwa, apelujemy do Izraela o proporcjonalne użycia siły przez jego służby bezpieczeństwa oraz o poszanowanie podstawowego prawa do pokojowych protestów. Jednocześnie Hamas i Palestyński Islamski Dżihad mają obowiązek unikać prowokacji. Ich działania stanowią prawdziwe zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela" - wskazał dyplomata.
Przestrzegał przed groźbą wybuchu kolejnej wojny w Strefie Gazy. Wzywał strony konfliktu wszystkie do deeskalacji, maksymalnej powściągliwości i zapobiegania incydentom, które zagrażają życiu Palestyńczyków i Izraelczyków. Za główny cel ONZ uznał wznowienie procesu pokojowego.
Wystąpienia przedstawicieli Palestyny i Izraela nacechowane były wzajemnymi oskarżeniami. Pierwszy wskazywał m.in. na nieludzkie warunki życia oraz pogorszający się kryzys humanitarny i ekonomiczny wynikający z nielegalnej okupacji. Zwracał się o pomoc do międzynarodowej społeczności. Drugi powoływał się na prawo Izraela do obrony. Obwiniał za eskalację konfliktu agresywne działania Hamasu, wspieranego przez Iran.
Z przemówień innych mówców, w tym przedstawiciela Rosji, przebijało m.in. przekonanie o konieczności wznowienia pokoju procesowego. Stwierdził, że niedostatek takich wysiłków rodzi pustkę, którą wypełnia przemoc. Powtórzył ofertę Moskwy do zorganizowania tam spotkania przywódców Izraela i Palestyny.
Według ambasadora Francji Francois Delattre dla osiągnięcia pokoju nie ma innej alternatywy jak utworzenie dwóch państw dla dwóch narodów. W tym kontekście poddał krytyce oddalanie takiego rozwiązania m.in. poprzez budowę osiedli żydowskich na terenach palestyńskich. Z kolei reprezentant Wielkiej Brytanii zaznaczył, że burzenie należących do nich obiektów przez Izrael pogłębia jeszcze bardziej ciężkie położenie ludności cywilnej.
Ambasador USA przy ONZ Nikki Haley skrytykowała wiele krajów ograniczających się, jak podkreśliła, przede wszystkim do werbalnych deklaracji wymierzonych przeciw Izraelowi zamiast przyjść z konkretnym wsparciem Palestyńczykom.
"Tutaj, w ONZ, tysiące mil od Palestyńczyków, którzy mają realne potrzeby, nie ma końca przemówieniom w ich imieniu. Kraj za krajem domaga się solidarności z narodem palestyńskim. Gdyby te słowa były użyteczne w szkołach, szpitalach i na ulicach ich społeczności, naród palestyński nie stałby w obliczu rozpaczliwych warunków, o których tutaj dzisiaj dyskutujemy. Gadanie nic nie kosztuje" - oceniła.
Zapewniała, że Amerykanie wciąż szukają sposobów wsparcia ludności palestyńskiej.