GN 47/2024 Archiwum

Piękno dojrzałej magnolii

O prawdziwych wzorcach kobiecości, walce o samą siebie i bezsensie fajerwerkowego życia mówi dr Monika Waluś.

Agata Puścikowska: Jak grzyby po deszczu wyrastają przeróżne inicjatywy kobiece. Spotkania, kluby, stowarzyszenia, które zrzeszają kobiety i próbują je zintegrować oraz uformować. To nowość?

Monika Waluś: Żadna nowość. Kobiety zawsze potrzebowały wspólnot i je tworzyły. Jednak niegdyś działo się to naturalnie i robiło niejako samo, bez nazewnictwa. Gdy młoda matka potrzebowała porady, co robić, gdy dziecko wymiotuje, pytała koleżanki z ulicy, sąsiadki. Teraz zapyta w klubiku albo w internecie, bo relacje między kobietami przeniosły się do sieci. Kobiety niegdyś wspierały się bardziej niż teraz. Były razem w polu, razem z dziećmi, razem szyły, razem podejmowały dzieła miłosierdzia. Co ważne – były ze sobą na różnych etapach życia. Współczesna integracja kobiet to nie pionierka, ale kontynuacja.

Potrzebujemy innych kobiet na różnych etapach życia?

Oczywiście. Współcześnie mocno przereklamowana jest młodość. Przekaz, który otrzymujemy, brzmi: „Bądź zawsze piękna i młoda”. Kobiety w średnim i starszym wieku są często alienowane z życia publicznego, z mediów. Jeśli natomiast młoda kobieta żyje tylko tym, co zobaczy w telewizji czy internecie, i nie ma kontaktu z prawdziwymi kobietami, starszymi i doświadczonymi, nie ma szans na zobaczenie siebie w różnych kontekstach, zadaniach, rolach, na zobaczenie siebie w przyszłości. Nie ma po prostu z kogo czerpać. Młodość jest afirmowana, traktowana jak bożek. I ten bożek każe kobietom 40-letnim zachowywać się i wyglądać jak 20-latki. Co jest oczywiście bezsensowne. Dwadzieścia lat to początek kobiecości, a nie zakończenie. Moim zdaniem im kobieta starsza, tym ciekawsza, mądrzejsza, bardziej spełniona. To stara magnolia jest piękna i podziwiana, nie jej malutka sadzonka.

Ty tu poetycko, a w wielu kobietach proporcjonalnie do upływających lat narasta frustracja.

Jeśli tak jest, to m.in. dlatego, że nie nauczyły się doceniać uroku kobiecości w różnych fazach, porach życia, a wciąż wspominają i rozpamiętują wiosnę, która przeminęła. Ta frustracja wynika z przekonania, że tylko za młodu można coś osiągnąć. Jeśli natomiast widzimy kobiecość jako fazy, dobre etapy, dojdziemy szybko do przekonania, że na każdym etapie można i trzeba działać. I stopniowo wiele osiągać.

Tylko jak zobaczyć te fazy i związane z nimi dobro?

To skomplikowane, bo wiele zależy od tego, jakie mamy doświadczenia chociażby z dzieciństwa, z własnych rodzin. Jeśli ktoś ma doświadczenie, że dorosłość, dojrzałość i wszystko, co się z tym wiąże, jest paraliżujące, trudno będzie docenić siebie w starszym wieku. W japońskiej bajce dziewczyna chce umrzeć, żeby się nigdy nie zestarzeć. Współczesne kobiety często też „umierają”, wycofują się i frustrują, gdy metryka pokazuje kilkadziesiąt lat. Jeśli zaoczna studentka – pani w średnim wieku – mówi mi, że jest taka stara, że już nic jej nie czeka, odpowiadam: proszę iść na basen, zadbać o siebie. Żyć tu i teraz. Jeśli na zewnątrz nie odnajdujemy zachwytu nad zmieniającą się – wraz z wiekiem – kobietą, same musimy się sobą zachwycać.

Ale tak brzmi właśnie przekaz świata: jesteś świetna i nie ograniczaj się.

To nieco inny przekaz. Świat mówi: „Jesteś młoda, nie miej ograniczeń”. Prawidłowo powinno to brzmieć: „Jesteś sobą, jesteś wspaniała, wraz z ograniczeniami, które są wokół”. Bo kto tak naprawdę potrzebuje życia bez limitu i bez ograniczeń? Potrzebujesz ciuchów bez limitu? Kosmetyków bez limitu? Związków bez limitu? Życie bez ograniczeń – jak brzmią reklamy – to następna współczesna fikcja. Potrzebujesz właśnie limitów, zrozumienia ograniczeń. I potrzebujesz myślenia o sobie, zadawania sobie pytań: co dla mnie jest najważniejsze, czego naprawdę potrzebuję? Co zrobi ze mnie szczęśliwszą kobietę?

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Piękno dojrzałej magnolii

O prawdziwych wzorcach kobiecości, walce o samą siebie i bezsensie fajerwerkowego życia mówi dr Monika Waluś.

Agata Puścikowska: Jak grzyby po deszczu wyrastają przeróżne inicjatywy kobiece. Spotkania, kluby, stowarzyszenia, które zrzeszają kobiety i próbują je zintegrować oraz uformować. To nowość?

Monika Waluś: Żadna nowość. Kobiety zawsze potrzebowały wspólnot i je tworzyły. Jednak niegdyś działo się to naturalnie i robiło niejako samo, bez nazewnictwa. Gdy młoda matka potrzebowała porady, co robić, gdy dziecko wymiotuje, pytała koleżanki z ulicy, sąsiadki. Teraz zapyta w klubiku albo w internecie, bo relacje między kobietami przeniosły się do sieci. Kobiety niegdyś wspierały się bardziej niż teraz. Były razem w polu, razem z dziećmi, razem szyły, razem podejmowały dzieła miłosierdzia. Co ważne – były ze sobą na różnych etapach życia. Współczesna integracja kobiet to nie pionierka, ale kontynuacja.

Potrzebujemy innych kobiet na różnych etapach życia?

Oczywiście. Współcześnie mocno przereklamowana jest młodość. Przekaz, który otrzymujemy, brzmi: „Bądź zawsze piękna i młoda”. Kobiety w średnim i starszym wieku są często alienowane z życia publicznego, z mediów. Jeśli natomiast młoda kobieta żyje tylko tym, co zobaczy w telewizji czy internecie, i nie ma kontaktu z prawdziwymi kobietami, starszymi i doświadczonymi, nie ma szans na zobaczenie siebie w różnych kontekstach, zadaniach, rolach, na zobaczenie siebie w przyszłości. Nie ma po prostu z kogo czerpać. Młodość jest afirmowana, traktowana jak bożek. I ten bożek każe kobietom 40-letnim zachowywać się i wyglądać jak 20-latki. Co jest oczywiście bezsensowne. Dwadzieścia lat to początek kobiecości, a nie zakończenie. Moim zdaniem im kobieta starsza, tym ciekawsza, mądrzejsza, bardziej spełniona. To stara magnolia jest piękna i podziwiana, nie jej malutka sadzonka.

Ty tu poetycko, a w wielu kobietach proporcjonalnie do upływających lat narasta frustracja.

Jeśli tak jest, to m.in. dlatego, że nie nauczyły się doceniać uroku kobiecości w różnych fazach, porach życia, a wciąż wspominają i rozpamiętują wiosnę, która przeminęła. Ta frustracja wynika z przekonania, że tylko za młodu można coś osiągnąć. Jeśli natomiast widzimy kobiecość jako fazy, dobre etapy, dojdziemy szybko do przekonania, że na każdym etapie można i trzeba działać. I stopniowo wiele osiągać.

Tylko jak zobaczyć te fazy i związane z nimi dobro?

To skomplikowane, bo wiele zależy od tego, jakie mamy doświadczenia chociażby z dzieciństwa, z własnych rodzin. Jeśli ktoś ma doświadczenie, że dorosłość, dojrzałość i wszystko, co się z tym wiąże, jest paraliżujące, trudno będzie docenić siebie w starszym wieku. W japońskiej bajce dziewczyna chce umrzeć, żeby się nigdy nie zestarzeć. Współczesne kobiety często też „umierają”, wycofują się i frustrują, gdy metryka pokazuje kilkadziesiąt lat. Jeśli zaoczna studentka – pani w średnim wieku – mówi mi, że jest taka stara, że już nic jej nie czeka, odpowiadam: proszę iść na basen, zadbać o siebie. Żyć tu i teraz. Jeśli na zewnątrz nie odnajdujemy zachwytu nad zmieniającą się – wraz z wiekiem – kobietą, same musimy się sobą zachwycać.

Ale tak brzmi właśnie przekaz świata: jesteś świetna i nie ograniczaj się.

To nieco inny przekaz. Świat mówi: „Jesteś młoda, nie miej ograniczeń”. Prawidłowo powinno to brzmieć: „Jesteś sobą, jesteś wspaniała, wraz z ograniczeniami, które są wokół”. Bo kto tak naprawdę potrzebuje życia bez limitu i bez ograniczeń? Potrzebujesz ciuchów bez limitu? Kosmetyków bez limitu? Związków bez limitu? Życie bez ograniczeń – jak brzmią reklamy – to następna współczesna fikcja. Potrzebujesz właśnie limitów, zrozumienia ograniczeń. I potrzebujesz myślenia o sobie, zadawania sobie pytań: co dla mnie jest najważniejsze, czego naprawdę potrzebuję? Co zrobi ze mnie szczęśliwszą kobietę?

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..