GN 47/2024 Archiwum

Tramwajem na misje

Ivry-sur-Seine pod Paryżem. Zapuszczona, robotnicza, opanowana przez komunistów dzielnica. W 1933 roku pojawia się tutaj filigranowa kobieta z Ewangelią w sercu – Madeleine Delbrêl, dziś kandydatka na ołtarze.

Błyskotliwa, wciąż w ruchu, gotowa do pomocy: czynem i słowem, Któregoś dnia, pokazując przyjaciółkom swój kalendarz, powiedziała: „Zobaczcie, czyste kartki! Żadnych spotkań w planie. To niesłychane!”. Kilka dni później znalazły ją martwą za stołem, przy którym zawsze pracowała. Tak w perfekcyjny sposób dopełniło się życie Madeleine Delbrêl.

Był 13 października 1964 r. Kilka godzin później do domu Madeleine i jej towarzyszek przy ul. Raspail 11 przybywają tłumy, również niewierzący, by oddać hołd zmarłej – niezwykłej kobiecie, która pokazała, że droga do Boga może prowadzić także przez serce świata, nawet jeśli ten „świat” nie jest Bogu przyjazny.

Pasje: człowiek i Kościół

Kiedy nie miała pieniędzy, grała w totolotka. Raz czy drugi Pan Bóg potraktował poważnie jej determinację. Mogła wtedy zrealizować jakiś „szalony plan” pomocy komuś czy podróży. Pojawia się tu także wątek polski. Gdy dowiedziała się, w 1961 roku, o śmierci przyjaciela – reżysera Andrzeja Munka – zostawiła bieżące sprawy i wyruszyła do Warszawy, by być blisko jego żony Joanny. Co jakiś czas jeździła do Rzymu – tylko po to, by spędzić cały dzień przy konfesji św. Piotra i modlić się za Kościół. Uważała, że są łaski, które można wyprosić tylko w Rzymie. Wracała z nowymi siłami, a często także z odpowiedzią na konkretne pytania. A miała ich sporo. Delikatna sprawa „księży robotników”, z którymi była zaprzyjaźniona. Życie wśród komunistów, które dla świadomej chrześcijanki było swego rodzaju paradoksem i ciągłym wyzwaniem. Odpowiedzialność za grupę kobiet, które z nią dzieliły życie radami ewangelicznymi. Kłopoty zdrowotne. Problemy finansowe. Praca ponad siły. Ciągłe przynaglenie do działania, ale jednocześnie do kontemplacji…

Po powrocie z którejś z wizyt w Wiecznym Mieście dowiedziała się, że została zaproszona na audiencję u Ojca Świętego! Ona jednak, nieświadoma niczego – bo zaproszenie dziwnym trafem do niej nie dotarło – modliła się w tym czasie w bazylice św. Piotra… Natychmiast pisze do papieża list z przeprosinami. To przecież nieeleganckie nie stawić się na umówione spotkanie! A poza tym miała mu tyle spraw do przekazania…

Pisarka, poetka, eseistka, asystentka socjalna, mistyczka – Madeleine Delbrêl uważana jest przez wielu za jedną z ważniejszych postaci duchowych XX w. Można powiedzieć, że dziś jej popularność rośnie dzięki Franciszkowej „idei peryferyjności” – zaangażowaniu społecznemu i świadectwu życia w zdechrystianizowanym środowisku oraz dzięki pismom – pionierskim, wyprzedzającym idee Vaticanum II i wciąż aktualnym, dziś może szczególnie. Proces beatyfikacyjny Madeleine Delbrêl rozpoczął się w 1987 r. 26 stycznia br. papież Franciszek ogłosił dekret o heroiczności jej cnót.

Podpis Chrystusa

Urodziła się 24 października 1904 r. w Mussidan w południowo-zachodniej Francji. Rodzice nie byli ani przykładnym małżeństwem, ani praktykującymi katolikami, choć posłali jedyną córkę do I Komunii św. Brak jedności w rodzinie był dla Madeleine wielkim cierpieniem. Jako nastolatka była ekstrawagancką „ateistką z przekonania”; napisała nawet swoje „wyznanie niewiary”. Wstrząsem okazała się dla niej znajomość z Jeanem Maydieu. Traktowano ich jak narzeczonych, ale nagle Jean zniknął i… wstąpił do dominikanów. Madeleine odchorowała rozstanie, później jednak zaczęła zgłębiać jego powód. W tym czasie poznała grupkę młodych, którzy tak jak ona lubili się bawić, byli wykształceni i wysportowani, ale różnili się od niej tym, że wierzyli w Boga. Wówczas Madeleine podejmuje postanowienie: „5 minut modlitwy każdego dnia”. Potem napisze, że to właśnie wtedy, na modlitwie, Bóg znalazł ją i „oczarował”.

Kolejne lata to aktywne zaangażowanie Madeleine w życie parafii, a także w skauting. Wraz z przyjaciółkami i kapłanem, ks. Lorenzo, rozważa Ewangelię i konfrontuje ją z życiem. Przez krótki czas myśli o wstąpieniu do Karmelu, ale wkrótce zaczyna się krystalizować jej oryginalne powołanie. Wraz z kilkoma towarzyszkami postanawia wyruszyć „na misje”… tramwajem do Ivry. Tam 15 października 1933 r. rozpocznie się Boża przygoda Madeleine i jej towarzyszek. Jako opiekunka socjalna zanurzy się w życie zwyczajnych ludzi – z ich nędzą materialną i moralną, problemami i radościami. Napisze później, że świadectwo jednostki nosi tylko jej podpis, natomiast świadectwo wspólnoty żyjącej w jedności – nosi podpis samego Chrystusa.

Wprawdzie Madeleine Delbrêl żyła w małej wspólnocie (zwanej Equipe) zgodnie z radami ewangelicznymi, nie chciała jednak zakładać nowego zgromadzenia. Zawsze ufała radom spowiedników i zaprzyjaźnionych kapłanów (wśród nich byli m.in. późniejszy arcybiskup Paryża i kardynał Pierre Veuillot czy ks. Jacques Loew). Przez 30 lat opiekunem duchowym Madeleine i jej przyjaciółek był ks. Jacques Lorenzo. „To on sprawił w moim życiu, że Ewangelia wybuchła” – wyznała.

Ks. Lorenzo, oddany całkowicie życiu Ewangelią pośród robotników, proboszcz w parafiach Paryża, a później duszpasterz w domu rekolekcyjnym, umarł nagle, 6 lat przed Madeleine, a stało się to w trakcie odmawiania brewiarza, w metrze… pod ulicami należącymi do jednej z jego parafii! Więź z nim była dla Madeleine życiodajna, ale też bolesna, co wyraziła delikatnie: „…kiedy mieliśmy już pewien dostęp do Boga, wtedy on, ojciec Lorenzo, odsuwał się…, a my nie zawsze dobrze to rozumieliśmy. (…) Kiedy próbuje się kochać Boga bardziej niż wszystko inne, przychodzi taki dzień, że jest się zmuszonym do kochania samego Boga…, a nie Jego przyjaciół wraz z Nim”.

Twarz jak fartuszek

Madeleine Delbrêl jest autorką niezliczonych artykułów i wielu książek. Spośród 16 tomów dzieł na język polski zostały przetłumaczone trzy pozycje: „Zaufać Bogu”, „Radość wiary” i „Alcydiusz. Prosty przewodnik dla prostych chrześcijan”. Ta ostatnia książeczka to nieco lżejsza literatura. Można w niej odnaleźć typowy francuski dowcip. Zawiera poetyckie rozważania Madeleine oraz rodzaj aforyzmów, które autorka przypisuje tytułowemu mnichowi Alcydiuszowi. Wiele tam celnych obserwacji ludzkiej natury – zawsze jednak z mobilizującą refleksją. Oto próbka: „Grymasy twojej twarzy są skurczem twojego serca. Kochaj: dzięki temu twoja twarz będzie wyprasowana jak ładny, czysty fartuszek (w dniu, kiedy powiedziano mu, że ma złą minę)”; „Jeśli nie masz pamięci, nie zapominaj o notesie (w dniu, kiedy Alcydiusz odwoływał się do rozporządzenia, którego nie wydał)”. „Mój Boże, jeśli jesteś wszędzie, to jak to jest, że tak często jestem gdzie indziej? (krótka modlitwa do odmawiania od czasu do czasu)”.

Spadkobiercą życia i myśli sługi Bożej stali się Przyjaciele Madeleine Delbrêl (Les Amis de Madeleine Delbrêl). Dbają o jej spuściznę literacką, ale przede wszystkim duchową. W domu przy ul. Raspail 11 w Ivry, gdzie żyła Madeleine ze swoimi towarzyszkami, planowane jest utworzenie miejsca jej pamięci. Bo „tutaj wciąż pamięta się o ogromnej dobroci Made- leine, o jej głębokim wsłuchiwaniu się w człowieka. I o zapachu kawy w tym domu, który chcemy wskrzesić” – mówi dziś Béatrice Durrande, przewodnicząca stowarzyszenia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Tramwajem na misje

Ivry-sur-Seine pod Paryżem. Zapuszczona, robotnicza, opanowana przez komunistów dzielnica. W 1933 roku pojawia się tutaj filigranowa kobieta z Ewangelią w sercu – Madeleine Delbrêl, dziś kandydatka na ołtarze.

Błyskotliwa, wciąż w ruchu, gotowa do pomocy: czynem i słowem, Któregoś dnia, pokazując przyjaciółkom swój kalendarz, powiedziała: „Zobaczcie, czyste kartki! Żadnych spotkań w planie. To niesłychane!”. Kilka dni później znalazły ją martwą za stołem, przy którym zawsze pracowała. Tak w perfekcyjny sposób dopełniło się życie Madeleine Delbrêl.

Był 13 października 1964 r. Kilka godzin później do domu Madeleine i jej towarzyszek przy ul. Raspail 11 przybywają tłumy, również niewierzący, by oddać hołd zmarłej – niezwykłej kobiecie, która pokazała, że droga do Boga może prowadzić także przez serce świata, nawet jeśli ten „świat” nie jest Bogu przyjazny.

Pasje: człowiek i Kościół

Kiedy nie miała pieniędzy, grała w totolotka. Raz czy drugi Pan Bóg potraktował poważnie jej determinację. Mogła wtedy zrealizować jakiś „szalony plan” pomocy komuś czy podróży. Pojawia się tu także wątek polski. Gdy dowiedziała się, w 1961 roku, o śmierci przyjaciela – reżysera Andrzeja Munka – zostawiła bieżące sprawy i wyruszyła do Warszawy, by być blisko jego żony Joanny. Co jakiś czas jeździła do Rzymu – tylko po to, by spędzić cały dzień przy konfesji św. Piotra i modlić się za Kościół. Uważała, że są łaski, które można wyprosić tylko w Rzymie. Wracała z nowymi siłami, a często także z odpowiedzią na konkretne pytania. A miała ich sporo. Delikatna sprawa „księży robotników”, z którymi była zaprzyjaźniona. Życie wśród komunistów, które dla świadomej chrześcijanki było swego rodzaju paradoksem i ciągłym wyzwaniem. Odpowiedzialność za grupę kobiet, które z nią dzieliły życie radami ewangelicznymi. Kłopoty zdrowotne. Problemy finansowe. Praca ponad siły. Ciągłe przynaglenie do działania, ale jednocześnie do kontemplacji…

Po powrocie z którejś z wizyt w Wiecznym Mieście dowiedziała się, że została zaproszona na audiencję u Ojca Świętego! Ona jednak, nieświadoma niczego – bo zaproszenie dziwnym trafem do niej nie dotarło – modliła się w tym czasie w bazylice św. Piotra… Natychmiast pisze do papieża list z przeprosinami. To przecież nieeleganckie nie stawić się na umówione spotkanie! A poza tym miała mu tyle spraw do przekazania…

Pisarka, poetka, eseistka, asystentka socjalna, mistyczka – Madeleine Delbrêl uważana jest przez wielu za jedną z ważniejszych postaci duchowych XX w. Można powiedzieć, że dziś jej popularność rośnie dzięki Franciszkowej „idei peryferyjności” – zaangażowaniu społecznemu i świadectwu życia w zdechrystianizowanym środowisku oraz dzięki pismom – pionierskim, wyprzedzającym idee Vaticanum II i wciąż aktualnym, dziś może szczególnie. Proces beatyfikacyjny Madeleine Delbrêl rozpoczął się w 1987 r. 26 stycznia br. papież Franciszek ogłosił dekret o heroiczności jej cnót.

Podpis Chrystusa

Urodziła się 24 października 1904 r. w Mussidan w południowo-zachodniej Francji. Rodzice nie byli ani przykładnym małżeństwem, ani praktykującymi katolikami, choć posłali jedyną córkę do I Komunii św. Brak jedności w rodzinie był dla Madeleine wielkim cierpieniem. Jako nastolatka była ekstrawagancką „ateistką z przekonania”; napisała nawet swoje „wyznanie niewiary”. Wstrząsem okazała się dla niej znajomość z Jeanem Maydieu. Traktowano ich jak narzeczonych, ale nagle Jean zniknął i… wstąpił do dominikanów. Madeleine odchorowała rozstanie, później jednak zaczęła zgłębiać jego powód. W tym czasie poznała grupkę młodych, którzy tak jak ona lubili się bawić, byli wykształceni i wysportowani, ale różnili się od niej tym, że wierzyli w Boga. Wówczas Madeleine podejmuje postanowienie: „5 minut modlitwy każdego dnia”. Potem napisze, że to właśnie wtedy, na modlitwie, Bóg znalazł ją i „oczarował”.

Kolejne lata to aktywne zaangażowanie Madeleine w życie parafii, a także w skauting. Wraz z przyjaciółkami i kapłanem, ks. Lorenzo, rozważa Ewangelię i konfrontuje ją z życiem. Przez krótki czas myśli o wstąpieniu do Karmelu, ale wkrótce zaczyna się krystalizować jej oryginalne powołanie. Wraz z kilkoma towarzyszkami postanawia wyruszyć „na misje”… tramwajem do Ivry. Tam 15 października 1933 r. rozpocznie się Boża przygoda Madeleine i jej towarzyszek. Jako opiekunka socjalna zanurzy się w życie zwyczajnych ludzi – z ich nędzą materialną i moralną, problemami i radościami. Napisze później, że świadectwo jednostki nosi tylko jej podpis, natomiast świadectwo wspólnoty żyjącej w jedności – nosi podpis samego Chrystusa.

Wprawdzie Madeleine Delbrêl żyła w małej wspólnocie (zwanej Equipe) zgodnie z radami ewangelicznymi, nie chciała jednak zakładać nowego zgromadzenia. Zawsze ufała radom spowiedników i zaprzyjaźnionych kapłanów (wśród nich byli m.in. późniejszy arcybiskup Paryża i kardynał Pierre Veuillot czy ks. Jacques Loew). Przez 30 lat opiekunem duchowym Madeleine i jej przyjaciółek był ks. Jacques Lorenzo. „To on sprawił w moim życiu, że Ewangelia wybuchła” – wyznała.

Ks. Lorenzo, oddany całkowicie życiu Ewangelią pośród robotników, proboszcz w parafiach Paryża, a później duszpasterz w domu rekolekcyjnym, umarł nagle, 6 lat przed Madeleine, a stało się to w trakcie odmawiania brewiarza, w metrze… pod ulicami należącymi do jednej z jego parafii! Więź z nim była dla Madeleine życiodajna, ale też bolesna, co wyraziła delikatnie: „…kiedy mieliśmy już pewien dostęp do Boga, wtedy on, ojciec Lorenzo, odsuwał się…, a my nie zawsze dobrze to rozumieliśmy. (…) Kiedy próbuje się kochać Boga bardziej niż wszystko inne, przychodzi taki dzień, że jest się zmuszonym do kochania samego Boga…, a nie Jego przyjaciół wraz z Nim”.

Twarz jak fartuszek

Madeleine Delbrêl jest autorką niezliczonych artykułów i wielu książek. Spośród 16 tomów dzieł na język polski zostały przetłumaczone trzy pozycje: „Zaufać Bogu”, „Radość wiary” i „Alcydiusz. Prosty przewodnik dla prostych chrześcijan”. Ta ostatnia książeczka to nieco lżejsza literatura. Można w niej odnaleźć typowy francuski dowcip. Zawiera poetyckie rozważania Madeleine oraz rodzaj aforyzmów, które autorka przypisuje tytułowemu mnichowi Alcydiuszowi. Wiele tam celnych obserwacji ludzkiej natury – zawsze jednak z mobilizującą refleksją. Oto próbka: „Grymasy twojej twarzy są skurczem twojego serca. Kochaj: dzięki temu twoja twarz będzie wyprasowana jak ładny, czysty fartuszek (w dniu, kiedy powiedziano mu, że ma złą minę)”; „Jeśli nie masz pamięci, nie zapominaj o notesie (w dniu, kiedy Alcydiusz odwoływał się do rozporządzenia, którego nie wydał)”. „Mój Boże, jeśli jesteś wszędzie, to jak to jest, że tak często jestem gdzie indziej? (krótka modlitwa do odmawiania od czasu do czasu)”.

Spadkobiercą życia i myśli sługi Bożej stali się Przyjaciele Madeleine Delbrêl (Les Amis de Madeleine Delbrêl). Dbają o jej spuściznę literacką, ale przede wszystkim duchową. W domu przy ul. Raspail 11 w Ivry, gdzie żyła Madeleine ze swoimi towarzyszkami, planowane jest utworzenie miejsca jej pamięci. Bo „tutaj wciąż pamięta się o ogromnej dobroci Made- leine, o jej głębokim wsłuchiwaniu się w człowieka. I o zapachu kawy w tym domu, który chcemy wskrzesić” – mówi dziś Béatrice Durrande, przewodnicząca stowarzyszenia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..