Na ten dzień czekali osiem lat. Dzięki zaangażowaniu wielu środowisk, instytucji, a przede wszystkim samych mieszkańców miasta, Kołobrzeg ma hospicjum stacjonarne.
Do oficjalnego otwarcia pozostały dwa dni, a drzwi placówki się nie zamykają. – Wiele osób pomaga nam, żeby wszystko w sobotę było już tak, jak to sobie wymarzyliśmy – przyznaje Anna Nahajowska, pielęgniarka oddziałowa. Jeszcze „po cywilnemu”, jeszcze w pustych salach. Z niekłamaną dumą oprowadza po dwuosobowych pokojach, w których pierwsi pacjenci zamieszkają w poniedziałek. Docelowo kołobrzeskie hospicjum przygotowane jest dla 24 pacjentów. W pierwszym etapie funkcjonowania będzie ich dziesięciu. – Wymarzyliśmy sobie, że nasze hospicjum będzie bardziej domem niż placówką medyczną. Stąd też nałożono na nas dodatkowe obowiązki dopieszczania szczegółów – opowiada Anna Nahajowska. Tam, gdzie tylko to możliwe, szpitalność znika. Miękkie obicia foteli w salach, przyjemne w dotyku kocyki na łóżkach. Wszystko jeszcze uśrednione, takie same. Dopiero pojawienie się pacjentów nada każdemu pokojowi indywidualność. Znajdzie się miejsce na osobiste przedmioty, zdjęcia, obrazki, bibeloty. Jak w domu. Domowe ma być też podejście do pacjenta. – Podstawowym kryterium przy kompletowaniu zespołu, poza fachowym przygotowaniem, było dla mnie jedno: traktuj pacjenta tak, jak sam chciałbyś być traktowany. To nie są przypadki: wyrostki, wątroby czy złamania. To ludzie. Cierpiący, odchodzący i zasługujący, by do samego końca traktować ich godnie – opowiada pielęgniarka.
Rzesza przyjaciół
– Czas, który możemy podarować drugiemu człowiekowi, jest najważniejszy. Za tym idą empatia i wrażliwość, zwłaszcza na ból człowieka cierpiącego i jego najbliższych. Tak w 2006 roku rodziła się idea stowarzyszenia, które będzie pomagać osobom nieuleczalnie chorym. Przez dwa lata działalności udało nam się zgromadzić wokół tej idei ludzi, którzy podjęli się prowadzenia hospicjum domowego. Po dwóch latach postanowiliśmy ruszyć z pomysłem hospicjum stacjonarnego. W 2012 roku wbiliśmy pierwszą łopatę – opowiada Joanna Grab, prezes Stowarzyszenia „Viktoria” dla Osób z Chorobą Nowotworową. Z pomocą przyszła cała rzesza ludzi, którzy rozumieli, jak pilną potrzebą jest stworzenie takiego miejsca. Hospicjum kosztowało wraz z wyposażeniem trzy miliony złotych. Środki pochodziły z różnych źródeł. – Zaangażowanie przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. To ponadpolityczna, społeczna inicjatywa, która połączyła nas wszystkich – podkreśla Joanna Grab. W dużej mierze hospicjum wybudowali sami kołobrzeżanie. Ale angażują się w jego działanie nie tylko materialnie. – Sytuacja z wczoraj: jesteśmy w trakcie przygotowywania otwarcia, ale także dorocznej kwesty na cmentarzu. Roboty jest dużo, siedzimy w pracy do późna. I nagle drzwi otwierają się, wchodzi dziewczyna i pyta, czy jest coś do zrobienia, bo ona ma dwie godziny wolnego czasu. Spadła nam jak z nieba, bo trzeba było wiązać tasiemki do identyfikatorów dla wolontariuszy – opowiada z uśmiechem Anna Nahajowska. Wolontariat działający przy kołobrzeskim hospicjum jest prężny. Kiedy chętni sadzili trzy tysiące cebulek żonkili, Alina Hajdamowicz, koordynator wolontariatu, musiała bardziej martwić się o to, jak zorganizować akcję, by nie było zamieszania, niż o to, czy będzie miał kto pracować. W tym roku po raz pierwszy wyszli kwestować już nie na budowę, ale na funkcjonowanie placówki.
Fachowość serca
Podczas uroczystego otwarcia placówki Anna Glińska, kierownik hospicjum, przyznała z ulgą, że w końcu można powiedzieć, iż w Kołobrzegu powstało miejsce, w którym mieszkańcy zmagający się z chorobami onkologicznymi znajdą kompleksową pomoc. Czuwać będzie nad tym profesjonalny zespół lekarzy, terapeutów, pielęgniarek. Fachowcy nie tylko z powodu specjalistycznego wykształcenia, ale także doskonale rozumiejący, jak ważne jest stworzenie wyjątkowych warunków na ostatnie chwile życia. – Święty Jan Paweł II, który doskonale wiedział, co to jest cierpienie, i przeżył je bohatersko, powiedział, że opieka nad ludźmi chorymi i starszymi to świadectwo człowieczeństwa i cywilizacji. Jeżeli w Kołobrzegu otwiera się hospicjum, w którym ludzie będą obdarowywani nie tylko profesjonalną opieką, w którym Bóg będzie przeprowadzać człowieka przez najtrudniejsze chwile, w którym wszystko to owocować będzie piękną miłością, to jest wielkie świadectwo – mówił bp Edward Dajczak, który pobłogosławił placówkę, jej pracowników i przyjaciół.
Na ten dzień czekali osiem lat. Dzięki zaangażowaniu wielu środowisk, instytucji, a przede wszystkim samych mieszkańców miasta, Kołobrzeg ma hospicjum stacjonarne.
Do oficjalnego otwarcia pozostały dwa dni, a drzwi placówki się nie zamykają. – Wiele osób pomaga nam, żeby wszystko w sobotę było już tak, jak to sobie wymarzyliśmy – przyznaje Anna Nahajowska, pielęgniarka oddziałowa. Jeszcze „po cywilnemu”, jeszcze w pustych salach. Z niekłamaną dumą oprowadza po dwuosobowych pokojach, w których pierwsi pacjenci zamieszkają w poniedziałek. Docelowo kołobrzeskie hospicjum przygotowane jest dla 24 pacjentów. W pierwszym etapie funkcjonowania będzie ich dziesięciu. – Wymarzyliśmy sobie, że nasze hospicjum będzie bardziej domem niż placówką medyczną. Stąd też nałożono na nas dodatkowe obowiązki dopieszczania szczegółów – opowiada Anna Nahajowska. Tam, gdzie tylko to możliwe, szpitalność znika. Miękkie obicia foteli w salach, przyjemne w dotyku kocyki na łóżkach. Wszystko jeszcze uśrednione, takie same. Dopiero pojawienie się pacjentów nada każdemu pokojowi indywidualność. Znajdzie się miejsce na osobiste przedmioty, zdjęcia, obrazki, bibeloty. Jak w domu. Domowe ma być też podejście do pacjenta. – Podstawowym kryterium przy kompletowaniu zespołu, poza fachowym przygotowaniem, było dla mnie jedno: traktuj pacjenta tak, jak sam chciałbyś być traktowany. To nie są przypadki: wyrostki, wątroby czy złamania. To ludzie. Cierpiący, odchodzący i zasługujący, by do samego końca traktować ich godnie – opowiada pielęgniarka.
Rzesza przyjaciół
– Czas, który możemy podarować drugiemu człowiekowi, jest najważniejszy. Za tym idą empatia i wrażliwość, zwłaszcza na ból człowieka cierpiącego i jego najbliższych. Tak w 2006 roku rodziła się idea stowarzyszenia, które będzie pomagać osobom nieuleczalnie chorym. Przez dwa lata działalności udało nam się zgromadzić wokół tej idei ludzi, którzy podjęli się prowadzenia hospicjum domowego. Po dwóch latach postanowiliśmy ruszyć z pomysłem hospicjum stacjonarnego. W 2012 roku wbiliśmy pierwszą łopatę – opowiada Joanna Grab, prezes Stowarzyszenia „Viktoria” dla Osób z Chorobą Nowotworową. Z pomocą przyszła cała rzesza ludzi, którzy rozumieli, jak pilną potrzebą jest stworzenie takiego miejsca. Hospicjum kosztowało wraz z wyposażeniem trzy miliony złotych. Środki pochodziły z różnych źródeł. – Zaangażowanie przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. To ponadpolityczna, społeczna inicjatywa, która połączyła nas wszystkich – podkreśla Joanna Grab. W dużej mierze hospicjum wybudowali sami kołobrzeżanie. Ale angażują się w jego działanie nie tylko materialnie. – Sytuacja z wczoraj: jesteśmy w trakcie przygotowywania otwarcia, ale także dorocznej kwesty na cmentarzu. Roboty jest dużo, siedzimy w pracy do późna. I nagle drzwi otwierają się, wchodzi dziewczyna i pyta, czy jest coś do zrobienia, bo ona ma dwie godziny wolnego czasu. Spadła nam jak z nieba, bo trzeba było wiązać tasiemki do identyfikatorów dla wolontariuszy – opowiada z uśmiechem Anna Nahajowska. Wolontariat działający przy kołobrzeskim hospicjum jest prężny. Kiedy chętni sadzili trzy tysiące cebulek żonkili, Alina Hajdamowicz, koordynator wolontariatu, musiała bardziej martwić się o to, jak zorganizować akcję, by nie było zamieszania, niż o to, czy będzie miał kto pracować. W tym roku po raz pierwszy wyszli kwestować już nie na budowę, ale na funkcjonowanie placówki.
Fachowość serca
Podczas uroczystego otwarcia placówki Anna Glińska, kierownik hospicjum, przyznała z ulgą, że w końcu można powiedzieć, iż w Kołobrzegu powstało miejsce, w którym mieszkańcy zmagający się z chorobami onkologicznymi znajdą kompleksową pomoc. Czuwać będzie nad tym profesjonalny zespół lekarzy, terapeutów, pielęgniarek. Fachowcy nie tylko z powodu specjalistycznego wykształcenia, ale także doskonale rozumiejący, jak ważne jest stworzenie wyjątkowych warunków na ostatnie chwile życia. – Święty Jan Paweł II, który doskonale wiedział, co to jest cierpienie, i przeżył je bohatersko, powiedział, że opieka nad ludźmi chorymi i starszymi to świadectwo człowieczeństwa i cywilizacji. Jeżeli w Kołobrzegu otwiera się hospicjum, w którym ludzie będą obdarowywani nie tylko profesjonalną opieką, w którym Bóg będzie przeprowadzać człowieka przez najtrudniejsze chwile, w którym wszystko to owocować będzie piękną miłością, to jest wielkie świadectwo – mówił bp Edward Dajczak, który pobłogosławił placówkę, jej pracowników i przyjaciół.