GN 47/2024 Archiwum

Pogotowie nie z tej ziemi

– Od lat we Wszystkich Świętych jem tort i piję lampkę szampana, a na półce, na której obok zdjęć rodziny stoją także fotografie ulubionych świętych, stawiam bukiet róż. Dzień ten jest zawsze zarezerwowany dla moich nieziemskich przyjaciół – mówi Martyna Gałka.

Obchodzona 1 listopada uroczystość Wszystkich Świętych wielu osobom kojarzy się ze zniczami, grobami bliskich, smutkiem i nostalgią. Ciągle pokutuje bowiem mylenie tego dnia ze wspomnieniem wszystkich wiernych zmarłych, które obchodzone jest dnia następnego. Na szczęście z roku na rok powiększa się grono osób, dla których uroczystość Wszystkich Świętych jest dniem radości, czasem, gdy oddaje się cześć tym wszystkim, którzy osiągnęli stan zbawienia i przebywają już w niebie. Dla osób, które przyjaźnią się ze świętymi, płonące na grobach „płomyki nadziei” są jak lampy wskazujące drogę do nieba.

On ma do mnie słabość

Niektórzy kaznodzieje podczas rekolekcji zadają słuchającym pytanie, czy chcieliby pójść do nieba. Las podniesionych rąk świadczy o tym, że wiele osób ma w sercu to pragnienie. Drugie pytanie o to, kto chciałby pójść tam już dziś, szybko studzi zapał. Większość bowiem woli marzyć o niebie teoretycznie, odkładając dzień przejścia przez bramę śmierci na starość. Przyjaźnienie się ze świętymi zmienia perspektywę, skraca drogę, wycisza niepokój. Osoby, które na co dzień rozmawiają i współpracują ze świętymi, mocniej tęsknią za życiem wiecznym. Każdy dzień na ziemi traktują jak kolejny krok do spotkania z najlepszymi z najlepszych, ze świętymi, którzy nigdy ich nie zawiedli, na których zawsze mogą liczyć.

Wśród osób, które są w stałym kontakcie ze świętymi, jest Anna Szwed, lekarz internista. Pani Anna od lat przyjaźni się ze św. o. Pio. – To jest mój ukochany święty, na którego pomoc zawsze mogę liczyć. Mam wrażenie, że on ma do mnie słabość – zdradza pani Anna. – Opowiedziała mi o nim jedna z moich pacjentek. Z San Giovanni Rotondo przywiozła mi jego figurkę i obrazek z modlitwą. Modląc się, z dnia na dzień zaczęłam się do niego zbliżać. Był to w moim życiu czas bardzo intensywnej pracy. Zmęczenie nieraz dawało mi się we znaki. Kiedy opadałam z sił bądź kiedy pojawiał się jakiś problem, prosiłam go o pomoc, a on działał. Widząc jego skuteczność i wsparcie, zaczęłam bliżej go poznawać. Przeczytałam kilka książek. Dowiedziałam się o jego dziełach, posłudze i darach. Im więcej o nim wiedziałam, tym bardziej stawał mi się bliski. Dziś wszystko robię razem z nim. Stał się moim przewodnikiem, kołem ratunkowym zarówno w pracy zawodowej, jak i życiu prywatnym. Przez niego i z nim zanoszę wszystkie modlitwy do Boga. Chcąc o coś poprosić Jezusa, o. Pio traktuję jak kogoś, kto mnie do Niego prowadzi, kto udziela mi pewnej protekcji – wyznaje pani Anna.

Przyjaźń ze świętym stygmatykiem zmienia i pomaga wzrastać duchowo. Otwiera też na innych, zwłaszcza na potrzebujących. Wychodzący z gabinetu pani doktor Szwed często przyznają, że – poza diagnozą i lekarstwami – otrzymali coś więcej, jakiś spokój, nadzieję. Czują, jakby leczone było nie tylko ich ciało, ale i dusza. – Na początku, gdy słyszałam takie wyznania, całą zasługę przypisywałam sobie. Dziś wiem, że jest to łaska dana mi z góry. Mając tego świadomość, ciągle o nią proszę. Od lat swój dzień rozpoczynam od Eucharystii, podczas której zapraszam Jezusa, Maryję i – oczywiście – św. o. Pio, by byli ze mną. Proszę, bym na innych, zwłaszcza chorych, patrzyła ich oczyma. Później, już w pracy, widzę, jak to poranne spotkanie owocuje. Świadomość, że nie jestem sama, pozwala podejmować odważne decyzje, uczy wrażliwości i dodaje sił.

Dziadek i święci od zadań specjalnych

Cały zastęp ulubionych świętych ma Magda Gorożankin, studentka pedagogiki. – Najbliższa jest mi św. Rita, bo jest patronką od spraw beznadziejnych, czyli dla całej mnie. Ja mam co chwilę do załatwienia sprawy, które wydają mi się beznadziejne. Kontaktuję się też ze św. Cecylią. Kocham muzykę. Śpiewam i gram w kościele. Kiedy idę służyć swoim głosem, zawsze proszę ją o pomoc – opowiada Magda.

Kolejną świętą, z którą często kontaktuje się dziewczyna, jest św. Blanka, patronka kobiet walczących. Znający Magdę nie dziwią się, że właśnie tę patronkę wybrała sobie podczas bierzmowania. Młoda studentka nie przywykła chować głowy w piasek. Jeśli gdzieś potrzebne jest jasne i zdecydowane powiedzenie prawdy, stanięcie po stronie osoby skrzywdzonej, na nią zawsze można liczyć.

– Jest znacznie więcej osób wśród świętych i błogosławionych, które mnie fascynują. Bez nich żyłoby mi się bardzo ciężko. Ich obecność czuję bardzo realnie. Rozmawiając z nimi, czuję się tak, jakbym rozmawiała z mamą albo z kimś bliskim. Gdy mam problem z drogą, to wiadomo, że proszę o pomoc św. Krzysztofa. Jest kłopot z gardłem, a chcę dobrze zaśpiewać, uderzam do wspomnianej już Cecylii. Najbardziej jednak głowę zawracam św. Antoniemu. Jestem roztargniona i ciągle coś gubię. On ma ze mną ciężkie życie. Wierzę, że musi mieć świętą cierpliwość – mówi Magda.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Pogotowie nie z tej ziemi

– Od lat we Wszystkich Świętych jem tort i piję lampkę szampana, a na półce, na której obok zdjęć rodziny stoją także fotografie ulubionych świętych, stawiam bukiet róż. Dzień ten jest zawsze zarezerwowany dla moich nieziemskich przyjaciół – mówi Martyna Gałka.

Obchodzona 1 listopada uroczystość Wszystkich Świętych wielu osobom kojarzy się ze zniczami, grobami bliskich, smutkiem i nostalgią. Ciągle pokutuje bowiem mylenie tego dnia ze wspomnieniem wszystkich wiernych zmarłych, które obchodzone jest dnia następnego. Na szczęście z roku na rok powiększa się grono osób, dla których uroczystość Wszystkich Świętych jest dniem radości, czasem, gdy oddaje się cześć tym wszystkim, którzy osiągnęli stan zbawienia i przebywają już w niebie. Dla osób, które przyjaźnią się ze świętymi, płonące na grobach „płomyki nadziei” są jak lampy wskazujące drogę do nieba.

On ma do mnie słabość

Niektórzy kaznodzieje podczas rekolekcji zadają słuchającym pytanie, czy chcieliby pójść do nieba. Las podniesionych rąk świadczy o tym, że wiele osób ma w sercu to pragnienie. Drugie pytanie o to, kto chciałby pójść tam już dziś, szybko studzi zapał. Większość bowiem woli marzyć o niebie teoretycznie, odkładając dzień przejścia przez bramę śmierci na starość. Przyjaźnienie się ze świętymi zmienia perspektywę, skraca drogę, wycisza niepokój. Osoby, które na co dzień rozmawiają i współpracują ze świętymi, mocniej tęsknią za życiem wiecznym. Każdy dzień na ziemi traktują jak kolejny krok do spotkania z najlepszymi z najlepszych, ze świętymi, którzy nigdy ich nie zawiedli, na których zawsze mogą liczyć.

Wśród osób, które są w stałym kontakcie ze świętymi, jest Anna Szwed, lekarz internista. Pani Anna od lat przyjaźni się ze św. o. Pio. – To jest mój ukochany święty, na którego pomoc zawsze mogę liczyć. Mam wrażenie, że on ma do mnie słabość – zdradza pani Anna. – Opowiedziała mi o nim jedna z moich pacjentek. Z San Giovanni Rotondo przywiozła mi jego figurkę i obrazek z modlitwą. Modląc się, z dnia na dzień zaczęłam się do niego zbliżać. Był to w moim życiu czas bardzo intensywnej pracy. Zmęczenie nieraz dawało mi się we znaki. Kiedy opadałam z sił bądź kiedy pojawiał się jakiś problem, prosiłam go o pomoc, a on działał. Widząc jego skuteczność i wsparcie, zaczęłam bliżej go poznawać. Przeczytałam kilka książek. Dowiedziałam się o jego dziełach, posłudze i darach. Im więcej o nim wiedziałam, tym bardziej stawał mi się bliski. Dziś wszystko robię razem z nim. Stał się moim przewodnikiem, kołem ratunkowym zarówno w pracy zawodowej, jak i życiu prywatnym. Przez niego i z nim zanoszę wszystkie modlitwy do Boga. Chcąc o coś poprosić Jezusa, o. Pio traktuję jak kogoś, kto mnie do Niego prowadzi, kto udziela mi pewnej protekcji – wyznaje pani Anna.

Przyjaźń ze świętym stygmatykiem zmienia i pomaga wzrastać duchowo. Otwiera też na innych, zwłaszcza na potrzebujących. Wychodzący z gabinetu pani doktor Szwed często przyznają, że – poza diagnozą i lekarstwami – otrzymali coś więcej, jakiś spokój, nadzieję. Czują, jakby leczone było nie tylko ich ciało, ale i dusza. – Na początku, gdy słyszałam takie wyznania, całą zasługę przypisywałam sobie. Dziś wiem, że jest to łaska dana mi z góry. Mając tego świadomość, ciągle o nią proszę. Od lat swój dzień rozpoczynam od Eucharystii, podczas której zapraszam Jezusa, Maryję i – oczywiście – św. o. Pio, by byli ze mną. Proszę, bym na innych, zwłaszcza chorych, patrzyła ich oczyma. Później, już w pracy, widzę, jak to poranne spotkanie owocuje. Świadomość, że nie jestem sama, pozwala podejmować odważne decyzje, uczy wrażliwości i dodaje sił.

Dziadek i święci od zadań specjalnych

Cały zastęp ulubionych świętych ma Magda Gorożankin, studentka pedagogiki. – Najbliższa jest mi św. Rita, bo jest patronką od spraw beznadziejnych, czyli dla całej mnie. Ja mam co chwilę do załatwienia sprawy, które wydają mi się beznadziejne. Kontaktuję się też ze św. Cecylią. Kocham muzykę. Śpiewam i gram w kościele. Kiedy idę służyć swoim głosem, zawsze proszę ją o pomoc – opowiada Magda.

Kolejną świętą, z którą często kontaktuje się dziewczyna, jest św. Blanka, patronka kobiet walczących. Znający Magdę nie dziwią się, że właśnie tę patronkę wybrała sobie podczas bierzmowania. Młoda studentka nie przywykła chować głowy w piasek. Jeśli gdzieś potrzebne jest jasne i zdecydowane powiedzenie prawdy, stanięcie po stronie osoby skrzywdzonej, na nią zawsze można liczyć.

– Jest znacznie więcej osób wśród świętych i błogosławionych, które mnie fascynują. Bez nich żyłoby mi się bardzo ciężko. Ich obecność czuję bardzo realnie. Rozmawiając z nimi, czuję się tak, jakbym rozmawiała z mamą albo z kimś bliskim. Gdy mam problem z drogą, to wiadomo, że proszę o pomoc św. Krzysztofa. Jest kłopot z gardłem, a chcę dobrze zaśpiewać, uderzam do wspomnianej już Cecylii. Najbardziej jednak głowę zawracam św. Antoniemu. Jestem roztargniona i ciągle coś gubię. On ma ze mną ciężkie życie. Wierzę, że musi mieć świętą cierpliwość – mówi Magda.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..