Kultury osobistej, szacunku i troski o pacjentów. Tego wymagał od swoich współpracowników. Mówił: "Przedstawcie się, podajcie rękę. Zwracajcie się do chorych per pan, pani. Żadnych zdrobnień. Poduszeczek, kołderek, lekarstewek"...
W 2004 r. ks. Jan Kaczkowski był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego. W latach 2007-2009 koordynował prace budowy Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, a w 2009 r. został jego dyrektorem i prezesem zarządu. Utworzył program szkoleniowy w zakresie bioetyki chrześcijańskiej.
- Dobro pacjentów było dla niego najważniejsze. Pozostawał całkowicie szczery, co do stanu ich zdrowia. A jednocześnie nigdy nie zostawiał ich samych sobie z bolesną prawdą. Rozmawiał z domownikami, spędzał czas, żartował, słuchał ich opowieści - podkreśla Alicja Makowska, pielęgniarka pracująca w puckim hospicjum.
- Kultura osobista personelu, pełen szacunek i troska o pacjentów. Tego wymagał bezwzględnie. Mówił: "Przedstawcie się, podajcie rękę. Zwracajcie się do chorych per pan, pani. Żadnych zdrobnień. Poduszeczek, kołderek, lekarstewek". Dbał, by traktować chorych poważnie - uzupełnia.
Ks. Jan uważał, że wielu lekarzy i pielęgniarek nie potrafi rozmawiać z chorymi. - Braku empatii, delikatności, a jednocześnie poważnego traktowania doświadczył na własnej skórze. Próbował to zmieniać organizując warsztaty z komunikacji i etyki w medycynie - mówi A. Makowska.
W 2012 r. nieoczekiwanie podzielił los swoich podopiecznych. Lekarze wykryli u ks. Jana dwa nowotwory. Najpierw była nerka, którą udało się wyleczyć, potem glejak mózgu. Paskudny, czwartego stopnia.
- Miał chwile słabości. Szczególnie wtedy, kiedy choroba atakowała w nieprzewidywalny sposób. Siedzieliśmy wtedy obok siebie, milczeliśmy i płakaliśmy. Ale szybko się otrząsał. Wstawał z fotela. Żartował. Celebrował życie. Był najlepszym przykładem dla swoich pacjentów - uważa A. Makowska.
- Pomimo ciężkiej choroby ani na chwilę nie zwolnił tempa posługi wobec chorych oraz ich bliskich. Często mówił: "Będę pracował więcej niż muszę". I nie tylko mówił, on tak czynił codziennie - podkreśla ks. Jędrzej Orłowski SAC, dyrektor hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza w Gdańsku, znajomy ks. Jana.
Kultury osobistej, szacunku i troski o pacjentów. Tego wymagał od swoich współpracowników. Mówił: "Przedstawcie się, podajcie rękę. Zwracajcie się do chorych per pan, pani. Żadnych zdrobnień. Poduszeczek, kołderek, lekarstewek"...
W 2004 r. ks. Jan Kaczkowski był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego. W latach 2007-2009 koordynował prace budowy Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, a w 2009 r. został jego dyrektorem i prezesem zarządu. Utworzył program szkoleniowy w zakresie bioetyki chrześcijańskiej.
- Dobro pacjentów było dla niego najważniejsze. Pozostawał całkowicie szczery, co do stanu ich zdrowia. A jednocześnie nigdy nie zostawiał ich samych sobie z bolesną prawdą. Rozmawiał z domownikami, spędzał czas, żartował, słuchał ich opowieści - podkreśla Alicja Makowska, pielęgniarka pracująca w puckim hospicjum.
- Kultura osobista personelu, pełen szacunek i troska o pacjentów. Tego wymagał bezwzględnie. Mówił: "Przedstawcie się, podajcie rękę. Zwracajcie się do chorych per pan, pani. Żadnych zdrobnień. Poduszeczek, kołderek, lekarstewek". Dbał, by traktować chorych poważnie - uzupełnia.
Ks. Jan uważał, że wielu lekarzy i pielęgniarek nie potrafi rozmawiać z chorymi. - Braku empatii, delikatności, a jednocześnie poważnego traktowania doświadczył na własnej skórze. Próbował to zmieniać organizując warsztaty z komunikacji i etyki w medycynie - mówi A. Makowska.
W 2012 r. nieoczekiwanie podzielił los swoich podopiecznych. Lekarze wykryli u ks. Jana dwa nowotwory. Najpierw była nerka, którą udało się wyleczyć, potem glejak mózgu. Paskudny, czwartego stopnia.
- Miał chwile słabości. Szczególnie wtedy, kiedy choroba atakowała w nieprzewidywalny sposób. Siedzieliśmy wtedy obok siebie, milczeliśmy i płakaliśmy. Ale szybko się otrząsał. Wstawał z fotela. Żartował. Celebrował życie. Był najlepszym przykładem dla swoich pacjentów - uważa A. Makowska.
- Pomimo ciężkiej choroby ani na chwilę nie zwolnił tempa posługi wobec chorych oraz ich bliskich. Często mówił: "Będę pracował więcej niż muszę". I nie tylko mówił, on tak czynił codziennie - podkreśla ks. Jędrzej Orłowski SAC, dyrektor hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza w Gdańsku, znajomy ks. Jana.