GN 47/2024 Archiwum

Trzeba przywrócić ład

O polskim krajobrazie z prof. Antonim Jackowskim rozmawia Piotr Legutko

Nie ma już pokolenia słynnych polskich planistów. Ma ich kto zastąpić?

Planistów nadal mamy świetnych, bo co rusz gdzieś za granicą pojawiają się ich nazwiska. Trzeba tylko pozwolić im działać i szanować ich kompetencje. Jestem optymistą, bo widzę, że to nie są jedynie pojedynczy ludzie, ale aktywne środowisko. To z jego inicjatywy powstał w czerwcu list do premiera, pod którym podpisało się wiele autorytetów nie tylko z PTG, ale także ekonomiści, urbaniści, architekci, samorządowcy. Chodzi o przyspieszenie prac legislacyjnych, które nadawałyby ładowi urbanistycznemu moc wiążącą, priorytet.

Na czym to w praktyce miałoby polegać?

W większości krajów jest tak, że jeśli ktoś narusza plan zagospodarowania, porywa się na samowolę budowlaną, to nie tylko jest karany, ale przede wszystkim musi to, co nielegalnie postawił, wyburzyć. A u nas dotychczasowa legislacja, a zwłaszcza praktyka działania urzędów zmierza do legalizacji przestępstwa. Ludzie to widzą i świadomie łamią prawo, licząc, że ujdzie im to płazem. Przestrzenią publiczną w polskich miastach rządzą deweloperzy. I walka z tą koszmarną zabudową przypominać będzie walkę z wiatrakami, dopóki nie pojawią się instrumenty prawne. Nie ma egzekucji, panuje chaos administracyjny ułatwiający uzyskiwanie zezwoleń na budowę.

Czy geograf łączący kompetencje topograficzne, klimatyczne i społeczne ma pomysł, jak poradzić sobie ze smogiem, na przykład w Krakowie?

Tu zanieczyszczenie wynika z ukształtowania terenu. Geografowie od lat wskazywali na nierozsądną zabudowę ograniczającą możliwość wietrzenia miasta. Dziś pod względem przestrzennym niewiele już można naprawić, bo trudno wyburzać całe dzielnice, można jedynie walczyć o jakość powietrza. Niedawno sąd administracyjny zakwestionował uchwałę małopolskiego sejmiku zakazującą palenia węglem. Przyznam, że nie bardzo rozumiem, czym się kierował. Władze samorządowe powinny mieć możliwość podejmowania w interesie społecznym decyzji, które nie są zaskarżalne, po to dostają mandat mieszkańców. Zwłaszcza gdy decyzja leży w interesie całego kraju. Zdaję sobie sprawę, że wymiana pieców jest wielką operacją, wymagającą czasu i sporych nakładów, ale między innymi na to właśnie powinny iść środki z Unii.

Kto pomaga, a kto przeszkadza w przywróceniu ładu w polskim krajobrazie?

Idee mamy piękne, schody się zaczynają, gdy przychodzi je wprowadzać w życie. Na przeszkodzie stają układy regionalne i polityczne interesy. Może je powstrzymać tylko bezwzględne prawo stojące na straży ładu. Plan powstaje długo, poprzedza go dyskusja, konsultacje, ostateczna wersja jest zwykle sumą kompromisów. I tego trzeba się trzymać. Niebezpieczne jest dalsze mieszanie w tym przez polityków albo szukanie na siłę wad prawnych w ważnych dla kraju uchwałach.

Co geograf wie o naszym społeczeństwie, czego nie wiedzą politycy?

Geografia społeczna dziś skupia się głównie na problemach demograficznych, konsekwencjach procesu starzenia się społeczeństwa, nierówności w rozmieszczeniu przestrzennym ludności. Są obszary, które aż się proszą o zasiedlenie, ale nie ma do tego warunków, odpowiedniej infrastruktury. Na świecie emeryci często opuszczają aglomeracje i zamieszkują na prowincji, która od metropolii różni się tym, że jest... tańsza, spokojniejsza i ma lepsze powietrze, ale oferuje identyczne warunki do życia. Polacy są społeczeństwem bardzo mało mobilnym, w trzecim wieku praktycznie ustają migracje – poza wakacyjnymi.

Starych drzew się nie przesadza.

Na Zachodzie wręcz przeciwnie, właśnie w tym wieku się zmienia otoczenie. W Polsce emerytów trzymają w miastach lepsze warunki bytowe, możliwości uczestnictwa w kulturze, bycia wśród ludzi. Wydłużanie się życia nie przekłada się u nas na myślenie o potrzebach osób „skazanych” po okresie aktywności zawodowej na samotność i bierność. Nie chodzi o podniesienie im emerytur o 36 złotych, ale stworzenie warunków, by czuli się potrzebni.

« 1 2 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Trzeba przywrócić ład

O polskim krajobrazie z prof. Antonim Jackowskim rozmawia Piotr Legutko

Nie ma już pokolenia słynnych polskich planistów. Ma ich kto zastąpić?

Planistów nadal mamy świetnych, bo co rusz gdzieś za granicą pojawiają się ich nazwiska. Trzeba tylko pozwolić im działać i szanować ich kompetencje. Jestem optymistą, bo widzę, że to nie są jedynie pojedynczy ludzie, ale aktywne środowisko. To z jego inicjatywy powstał w czerwcu list do premiera, pod którym podpisało się wiele autorytetów nie tylko z PTG, ale także ekonomiści, urbaniści, architekci, samorządowcy. Chodzi o przyspieszenie prac legislacyjnych, które nadawałyby ładowi urbanistycznemu moc wiążącą, priorytet.

Na czym to w praktyce miałoby polegać?

W większości krajów jest tak, że jeśli ktoś narusza plan zagospodarowania, porywa się na samowolę budowlaną, to nie tylko jest karany, ale przede wszystkim musi to, co nielegalnie postawił, wyburzyć. A u nas dotychczasowa legislacja, a zwłaszcza praktyka działania urzędów zmierza do legalizacji przestępstwa. Ludzie to widzą i świadomie łamią prawo, licząc, że ujdzie im to płazem. Przestrzenią publiczną w polskich miastach rządzą deweloperzy. I walka z tą koszmarną zabudową przypominać będzie walkę z wiatrakami, dopóki nie pojawią się instrumenty prawne. Nie ma egzekucji, panuje chaos administracyjny ułatwiający uzyskiwanie zezwoleń na budowę.

Czy geograf łączący kompetencje topograficzne, klimatyczne i społeczne ma pomysł, jak poradzić sobie ze smogiem, na przykład w Krakowie?

Tu zanieczyszczenie wynika z ukształtowania terenu. Geografowie od lat wskazywali na nierozsądną zabudowę ograniczającą możliwość wietrzenia miasta. Dziś pod względem przestrzennym niewiele już można naprawić, bo trudno wyburzać całe dzielnice, można jedynie walczyć o jakość powietrza. Niedawno sąd administracyjny zakwestionował uchwałę małopolskiego sejmiku zakazującą palenia węglem. Przyznam, że nie bardzo rozumiem, czym się kierował. Władze samorządowe powinny mieć możliwość podejmowania w interesie społecznym decyzji, które nie są zaskarżalne, po to dostają mandat mieszkańców. Zwłaszcza gdy decyzja leży w interesie całego kraju. Zdaję sobie sprawę, że wymiana pieców jest wielką operacją, wymagającą czasu i sporych nakładów, ale między innymi na to właśnie powinny iść środki z Unii.

Kto pomaga, a kto przeszkadza w przywróceniu ładu w polskim krajobrazie?

Idee mamy piękne, schody się zaczynają, gdy przychodzi je wprowadzać w życie. Na przeszkodzie stają układy regionalne i polityczne interesy. Może je powstrzymać tylko bezwzględne prawo stojące na straży ładu. Plan powstaje długo, poprzedza go dyskusja, konsultacje, ostateczna wersja jest zwykle sumą kompromisów. I tego trzeba się trzymać. Niebezpieczne jest dalsze mieszanie w tym przez polityków albo szukanie na siłę wad prawnych w ważnych dla kraju uchwałach.

Co geograf wie o naszym społeczeństwie, czego nie wiedzą politycy?

Geografia społeczna dziś skupia się głównie na problemach demograficznych, konsekwencjach procesu starzenia się społeczeństwa, nierówności w rozmieszczeniu przestrzennym ludności. Są obszary, które aż się proszą o zasiedlenie, ale nie ma do tego warunków, odpowiedniej infrastruktury. Na świecie emeryci często opuszczają aglomeracje i zamieszkują na prowincji, która od metropolii różni się tym, że jest... tańsza, spokojniejsza i ma lepsze powietrze, ale oferuje identyczne warunki do życia. Polacy są społeczeństwem bardzo mało mobilnym, w trzecim wieku praktycznie ustają migracje – poza wakacyjnymi.

Starych drzew się nie przesadza.

Na Zachodzie wręcz przeciwnie, właśnie w tym wieku się zmienia otoczenie. W Polsce emerytów trzymają w miastach lepsze warunki bytowe, możliwości uczestnictwa w kulturze, bycia wśród ludzi. Wydłużanie się życia nie przekłada się u nas na myślenie o potrzebach osób „skazanych” po okresie aktywności zawodowej na samotność i bierność. Nie chodzi o podniesienie im emerytur o 36 złotych, ale stworzenie warunków, by czuli się potrzebni.

« 1 2 »